Magnum Opus - Fullmetal alchemist pbf
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


.
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Rynek

Go down 
3 posters
AutorWiadomość
Admin
Admin
Admin


Liczba postów : 137
Join date : 01/07/2016

Rynek Empty
PisanieTemat: Rynek   Rynek Icon_minitimeSob Lip 23, 2016 3:22 am

Główny i największy plac w całym miasteczku, gdzie twórcy atuomaili prezentują swoje dzieła i oferują ich sprzedaż. Oprócz stoisk znajduje się tam również wiele warsztatów, w których każda proteza zostanie naprawiona, a nawet i udoskonalona. Zwykle panuje tu gwar, którego źródłem są przekrzykujący się sprzedawcy, chcący przyciągnąć klientów.
Powrót do góry Go down
https://magnumopus.forumpl.net
Vincent Keith Lloyd
WRONA

Vincent Keith Lloyd


Liczba postów : 14
Join date : 30/08/2016

Rynek Empty
PisanieTemat: Re: Rynek   Rynek Icon_minitimeWto Sie 30, 2016 10:20 pm

Tak, nawet Keith czasem wychodził z domu. Nie żeby daleko, bo w końcu rynek daleko nie był, ale nawet to uważał za wyczyn. Choć z nienawiścią spoglądał w niebo. Ostatni miesiąc był dla niego istną Arkadią. Śnieg w South? To nie zdarzało się na co dzień. Mordercze słońce jakby złagodniało. Temperatury stały się normalne. Raj! Nawet bluzy stały się dość przydatne. Ale widać cuda nie trwają wiecznie i teraz w swoim bezrękawniku już się gotował. Ale wolał bez niego nie wychodzić z pokoju, co więc zrobić. Cierpieć trzeba i przeklinać te cholerne promienie i żar lecący z nieba.
Przemykał między ludźmi, starając się znaleźć stosika, których potrzebował. W końcu coś jeść trzeba a to on zwykle robił za chłopca na posyłki. Szybko zgarnął nieco owoców... nie, nie ukradł, po prostu skinął do znanego sprzedawcy, rzucił mu monety i odebrał to, co zwykle. Rzadko kiedy kupował coś innego niż zawsze, a że pojawiał się tu często, sprzedawcy nawet nie musieli się go pytać, co podać. Zaszedł też do piekarni bo świeży bochenek nie miał pojęcia jakiego chleba. Nie znał się na tym, jak było smaczne, tyle dobrze. W sumie nigdy nie piekł chleba. Jakby miał dobry piec, można by spróbować. Choć gotowanie miało to do siebie, że robiło się wtedy jeszcze goręcej. I jak tu żyć?
Nim zebrał się do powrotu, nie mógł jeszcze nie zahaczyć o kilka warsztatów, by pooglądać na wystawach różne automaile. Był ukrop, czuł się źle, ale to był nawyk silniejszy od niego. Porównywał materiały i wykonanie z własnym, podpatrywał ciekawe patenty i planował następne projekty. Było to jego hobby i chyba jedyna rzecz, którą robił bez przymusu. Ale też nawyki bezmyślne nie kończą się najlepiej. Był od rana na czczo, wody wypił może dwa łyki a temperatura osiągała nieludzki próg, przy czym był na niego ujemnie odporny. Czy trzymał się cienia? Oczywiście, że nie, w końcu oglądanie wystaw ważniejsze. Nic więc dziwnego, że w pewnym momencie, gdy podnosił się z kucek, w oczach mu pociemniało a on sam osunął się bezwładnie na ziemię.
Powrót do góry Go down
Nathan Nevan
DRUGI PORUCZNIK

Nathan Nevan


Liczba postów : 15
Join date : 23/08/2016

Rynek Empty
PisanieTemat: Re: Rynek   Rynek Icon_minitimeCzw Wrz 01, 2016 9:09 pm

Nathan otarł dłonią czoło i westchnął, odrzucając ciemne włosy. Przemknął w cieniu jednego ze straganów, ciesząc się ulotną chwilą chłodu. W taką pogodę zdecydowanie nienawidził chodzić w ciężkiej, wojskowej kurtce. Cały czas mówił sobie, że nie ma sensu jej ściągać, bo zaraz znajdzie się w pociągu, a noszenie ze sobą ubrania byłoby mocno irytujące. Mimo to czuł, że wystarczy moment, a zerwie z siebie górę od munduru i wyrzuci byle gdzie.
Widok z pewnością byłby co najmniej ciekawy.
Narzekając w myślach na South i tutejszy klimat, powoli obchodził rynek główny. Kompletnie nie interesowała go mechanika - miał też wszystkie kończyny - ale tylko przy stoiskach było nieco cienia, więc znudzonym wzrokiem przyglądał się metalowym częściom ciała, rozpaczliwie usiłując wyglądać na przynajmniej odrobinę zainteresowanego.
Zamyślony, nie zauważył, że mężczyzna przed nim nagle się zatrzymał i wpadł na niego z impetem. Zachwiał się niebezpiecznie, machając rękami, aż w końcu odzyskał równowagę.
- Porąbało cię, tak się zatrzymywać?! - warknął, zanim zdążył to przemyśleć. - Naprawdę...
Mężczyzna obrócił się i spojrzał na niego z wyraźną, silną niechęcią. Uwadze Nathana nie umknął fakt, że jego nowy przyjaciel jest wielki jak góra.
- Zemdlał - powiedział tylko, pokazując coś palcem. Później uśmiechnął się podejrzanie, chwycił Nathana za ramię i popchnął. - Jesteś z wojska. Pomóż mu - niemal rozkazał.
Nevan jakoś nie miał ochoty się sprzeciwiać. W myślach przekonał sam siebie, że nie należy do konfliktowych osób. Nie była to do końca prawda, ale wystarczył jeden rzut oka, żeby znalazł sobie całą listę korzyści, jaką przyniesie mu pomoc nieznajomemu. Właśnie dlatego szybko uznał, że okłamywanie się jest najlepszą opcją.
Minął usuwających mu się z drogi ludzi i kucnął na pylistej drodze. Nieprzytomny był niskim, chudym mężczyzną o bardzo młodych rysach twarzy. Nathan nie musiał specjalnie znać się na medycynie, żeby określić, że to albo udar, albo odwodnienie. Albo, oczywiście, to i to. Szybka diagnoza - mężczyzna może obudzić się za chwilę lub za długą chwilę.
Westchnął ciężko i obrócił się.
- Wody - rzucił rozkazująco w stronę ludzi, którzy bez wątpienia obserwowali jego ruchy. Spojrzeli po sobie, ale nikt nie zareagował. - Jestem drugim porucznikiem i podobno mam mu pomóc. Potrzebuję wody - powiedział, ukrywając poirytowanie. - Nikt nie ma nawet kropli?...
- Lepiej weź go po prostu do domu - odpowiedział mu ktoś niepewnie. - Mieszka niedaleko. Tam będzie wody pod dostatkiem.
- Jaki ma sens taszczenie go do mieszkania...
- Warsztatu - poprawił go ktoś.
- ... warsztatu, skoro możecie dać mi wodę tu?! - warknął. Nikt jednak nie kwapił się do pomocy, więc opuścił tylko głowę i przeklął tak, żeby nikt go nie słyszał. - A spróbuj być ciężki - pogroził nieprzytomnemu. - Tylko spróbuj...
Mężczyzna okazał się całkiem lekki, ale Nathan i tak ugiął się pod nagłym ciężarem. Miał nikłe wrażenie, że mieszkańcy mają z niego niezły ubaw. Ale on nie mógł porzucić cywila, nie po raz kolejny. Za kolejną taką akcję groziłaby mu utrata roboty.
- Jak worek ziemniaków - mruczał wściekle pod nosem, poprawiając ciało przerzucone przez ramię. Było mu piekielnie gorąco i idąc, chwiał się na boki. - Cholera... Jak się obudzisz, to mi chyba za to zapłacisz... Kto jest tak głupi, że biega z nieprzytomnym na plecach, kiedy mógłby spokojnie zostawić go na ziemi?... Ja! Bo jeszcze stracę robotę. Przez co? Przez mechanika pieprzonego, któremu zachciało się padać na środku ulicy jak jakiejś panience! Heh. Dobrze, że mnie nie słyszysz. Mogłoby być kiepsko. Z zasady ludzie jakoś nie lubią, gdy się z nich żartuje. Albo... Obraża ich, gdy nie słyszą.
Powrót do góry Go down
Vincent Keith Lloyd
WRONA

Vincent Keith Lloyd


Liczba postów : 14
Join date : 30/08/2016

Rynek Empty
PisanieTemat: Re: Rynek   Rynek Icon_minitimeSob Wrz 03, 2016 2:22 am

Vince nie był świadomy tego, jakie zamieszanie wywołał swoim omdleniem. I bardzo dobrze, bo robienie widowiska znajdowało się na samym dole listy rzeczy, na które miał ochotę. Na pierwszej byłby pewnie kurczak, albo w tej chwili wyprzedzony nieco przez wodę. Czemu nawet mdlejąc myślał o pysznym mięsie? Choć nie za długo, bo nieprzytomny to jednak za wiele nie myślał. Nawet nie zorientował się, kiedy słoneczny dzień zmienił się w ciemność przed oczami.
Ocknął się już w ramionach mężczyzny. Obcego mężczyzny. Jeszcze nie do końca przytomny spojrzał na niego i ujrzał ciemną czuprynę, okulary na nosie, niezbyt zadowoloną twarz i poruszające się usta. Skupił się nieco, a do jego uszu doszły słowa obcego, pierw niejasne, jednak pod koniec zdołał połączyć je w jakąś sensowną całość. Coś o żartach. Coś o obrażaniu. I o panience. Czy ten palant go porównywał do panienki? Chciał zaprotestować, ale miał problem ze zlokalizowaniem języka i ułożeniem go tak, by powiedzieć coś sensownego. Nadal był przymulony po automatycznym restarcie mózgu. Zacisnął lekko palce na koszuli mężczyzny i... i dopiero zerknął, że ten nosił na sobie mundur. Czyli, jak zorientował się po kilkunastu sekundach intensywnych rozmyślań, ten należał do wojska. Wojsko było be i raczej go unikał.
Nagle adrenalina dała o sobie znać, strach uderzył mu do głowy i otworzył szeroko oczy. Plecy. Jak wojskowy go niósł, mógł wyczuć, że coś jest nie tak z jego plecami. Przez te warstwy materiału na szczęście tego nijak nie sprecyzuje, jakoś się wykpi, ale tak czy inaczej sytuacja do najbezpieczniejszych nie należała. Machinalnie zesztywniał i zaczął się szarpać w ramionach obcego, wymachując wszystkimi kończynami, aż nie zsunął się z jego rąk i nie wylądował ponownie na bruku, przyprawiając się o obite cztery litery.
- N-nie jestem panienką! - wykrzyknął mało mądrze głosem o oktawę wyższym niż normalnie, kuląc się na ziemi. Starał się podnieść, wstać i zwiać, ale mroczki znów zatańczyły mu przed oczami wpół drogi do wyprostowania się i po raz kolejny opadł na ziemię, choć tym razem adrenalina oszczędziła mu utraty przytomności.
- Czemu mnie porywasz i gdzie i coś za jeden... - przerwał na moment swoją litanię, by nabrać powietrza w płuca i się opanować, choć powietrze, które wdychał, było paskudnie ciepłe i suche, aż drapało w wyschnięte gardło. Chciałoby się rzec, że wyglądał rewelacyjnie nawet w takiej sytuacji, ale nie oszukujmy się, nastolatek w upale, w zbyt wielu warstwach ubrań co w ciągu kilku minut już trzy razy wylądował na ziemi musiał prezentować się jak jakaś maszkara.
Powrót do góry Go down
Nathan Nevan
DRUGI PORUCZNIK

Nathan Nevan


Liczba postów : 15
Join date : 23/08/2016

Rynek Empty
PisanieTemat: Re: Rynek   Rynek Icon_minitimeNie Wrz 04, 2016 9:04 pm

Zaskoczony Nathan z początku po prostu odskoczył, gdy wymachujący rozpaczliwie kończynami młodzieniec wymknął mu się z rąk i upadł na ziemię. Po chwili jego zdziwienie zmieniło się w standardowe poirytowanie. Chciał tylko pomóc, a wyszło jak zawsze. Mógłby zawodowo zajmować się psuciem spraw. Młody mechanik leżał skulony na ziemi i patrzył się w niego tak, jakby miał zamiar uciec w popłochu, ale zwyczajnie nie był w stanie. Wyglądał żałośnie, ubrudzony pyłem, zlany potem i wyraźnie chory. Do tego ten przestraszony wzrok...
Nathan zerknął na siebie, ale widział tylko mundur i pistolet za pasem. Jego wojskowa kariera to było jedyne, co mogło doprowadzić młodzieńca do takiej paniki. Chociaż... W sumie ocknął się, niesiony przez nieznajomego mężczyznę. Miał prawo tak zareagować, nie ważne co wziął sobie za powód. Mimo to było to dość... podejrzane.
- No panienką faktycznie nie jesteś - powiedział z westchnięciem, zakładając ręce. - Ani nie wyglądasz, ani się nie zachowujesz. No, i brakuje ci ładnej kiecki - dodał, pewnością siebie próbując ukryć nutkę zażenowania, którą poczuł, gdy zdał sobie sprawę, że młody słyszał jego mało składne narzekanie.
Schylił się nad mechanikiem i przekręcił głowę.
- Żarty na bok. Drugi porucznik, Nathan Nevan - przedstawił się z wymuszonym uśmiechem. - I nie zamierzałem cię porywać, co za nonsens... Po prostu ktoś zasugerował mi, żebym zaniósł cię do domu - przeczesał włosy, odwracając wzrok. Teraz pomysł wydawał się jeszcze głupszy. - Nie spodziewałem się, że tak nagle się obudzisz, ani że tak się przestraszysz. Wybacz. Może i jestem kim jestem, ale nie zabijam ludzi dla zabawy. Strasznie dużo z tym potem zachodu - próbował zażartować, ale standardowo średnio mu to wyszło.
Chłopak wyglądał na mocno skołowanego. Nathan był niemal pewien, że nie będzie w stanie wstać o własnych siłach. Zresztą po omdleniu i trzykrotnym wylądowaniu na ziemi ciężko, żeby czuł się dobrze.
- W ogóle... Dlaczego tak reagujesz na widok wojskowego? - podejrzliwość wzięła górę nad irytacją. - Zamierzam zaprowadzić cię do samego warsztatu, więc będziesz miał sporo czasu, żeby mi to wyjaśnić. Lepiej zacznij wymyślać sobie historyjkę, którą spróbujesz mi wcisnąć.
Starał się nie naciskać, ale zależało mu na odprowadzeniu młodzieńca do samego domu... A konkretniej warsztatu. Chciało mu się pić, a poza tym mechanik mógł mieć pewną rzecz, którą on z chęcią by sobie na moment pożyczył.
Powrót do góry Go down
Vincent Keith Lloyd
WRONA

Vincent Keith Lloyd


Liczba postów : 14
Join date : 30/08/2016

Rynek Empty
PisanieTemat: Re: Rynek   Rynek Icon_minitimeNie Wrz 04, 2016 11:47 pm

Gdy tylko Vince'a ujrzał spojrzenie wojskowego, od razu wiedział, że palnął gafę. Nie dawać po sobie nic poznać było jego mottem życiowym, wojskowych zlewać, by nie odstawać od innych, patrzeć bez podziwu ale i bez niechęci, nie wychylać się nijak i nie popadać w skrajności, co zwraca uwagę. Jego przepis na przeżycie. Żeby jeszcze wykonał go tak jak należało, ale gdyby był to przepis kulinarny, danie właśnie okazałoby się niezjadliwe. Co poradzić, jego mózg się przegrzał i to dosłownie, bo słońce jest złem tego świata i nie ma litości dla biednych małolatów. Zadziałał instynktownie, strach nad nim zapanował, nie na długo, ale wystarczyło, by wszystko zepsuć.
- A ty co od razu o kieckach? - spytał, a ku jego przerażeniu poczuł ciepło na policzkach zwiastujące rumieniec. Czemu się zarumienił?! Miał w nosie ewentualne fetysze strasznych okularników. Byle jego nie dotyczyły! Chociaż dziwnie się czuł, gdy ten się tak nad nim pochylał i patrzył badawczo. Nie dał jednak po sobie niczego poznać, patrząc na niego twarzą tak bardzo bez wyrazu, na jaką było go stać.
- Keith Lloyd, mechanik... - przedstawił się w odpowiedzi, patrząc uważnie na Nathana. - Ktoś... och. To chyba dzięki. Pewnie jakiś ze znajomych mojego chlebodawcy. Trochę mnie tu znają... I taaa, pewnie po takich wypadkach macie masę papierkowej roboty, co? - rzucił głosem pełnym zrozumienia.
Nadal przeszkadzała mu jego obecna pozycja. Jak Nevan patrzył na niego z góry, a on nawet nie był w stanie wstać. Choć może to i lepiej. Tak czy inaczej by mężczyzny nie przewyższył, a jednak różnica wzrostu na stojąco prezentowała się żałośniej niż gdy jedna osoba siedziała. Ale wiecznie tam tkwić nie mógł.
- Nie reaguję nijak! Weź się obudź w ramionach obcego faceta i się nie przestrasz, do czorta! Nie potrzebuję historyjki na bycie przestraszonym. - Przewrócił wymownie oczami. - A warsztat jest niedaleko, więc jak chcesz mnie tam zaprowadzić, musisz pomóc mi się tam dostać... ale żadnego noszenia na rękach, mowy nie ma! - zaznaczył stanowczo, wyciągając ku niemu dłoń, by ten ją chwycił i podniósł. - Taką sierotą by nie iść samemu to nie jestem.
Może i będzie musiał się wlepiać w ramię porucznika, ale da radę dojść. No i miał nadzieję, że odpowiednio odegrał swoją rolę... a nawet jeśli Nathan będzie coś podejrzewał, nie mógł mu nic złego udowodnić. Prawdopodobnie porozmyśla nad tym dzień czy dwa a później o dzieciaku zapomni... i tyle dobrze.
Powrót do góry Go down
Nathan Nevan
DRUGI PORUCZNIK

Nathan Nevan


Liczba postów : 15
Join date : 23/08/2016

Rynek Empty
PisanieTemat: Re: Rynek   Rynek Icon_minitimeWto Wrz 06, 2016 10:35 pm

Nathan uśmiechnął się pod nosem, a później rozłożył ręce i wzruszył wymownie ramionami.
- Tak. Zabijanie się nawzajem w wojsku jest mało opłacalne - powiedział głosem osoby absolutnie przekonanej co do swojej racji, przemilczając temat kiecek. Celowo zadawał tak oryginalne pytania. Dzięki temu wiedział już, że skoro młody spokojnie jest w stanie kojarzyć fakty, to musi być mu już nieco lepiej. Co wcale nie znaczyło, że nie należało jak najszybciej odprowadzić go do miejsca, w którym znajdzie wodę i odpowiednią ilość cienia.
- Dobrze, dobrze - zgodził się, uśmiechając się nieznacznie. Zerknął na wyciągniętą w jego stronę dłoń. - Nie będę cię niósł, jak nie będziesz sobie tego życzył. Zaskakująco dużo ważysz jak na kogoś tak chudego - gardło drapało przy mówieniu. Wyciągnął przed siebie dłoń, dźwignął młodzieńca z ziemi, a później pozwolił mu oprzeć się na swoim ramieniu.
Próbował przekonać siebie, że to tylko zwykły dzieciak, który zasłabł na ulicy, ale ciężko było mu odegnać irytujące wrażenie, że coś jednak jest nie tak. Jakby przeoczył coś niezwykle istotnego... Coś pominął...
Postanowił nie na razie się tym nie kłopotać, i spojrzał na Keitha sceptycznie.
- Dasz radę iść? - spytał, w myślach zastanawiając się mało elegancko, jakby to było ciągnąć młodzieńca za kaptur aż do warsztatu. Miał ochotę zacząć się śmiać. Skąd u niego takie myśli? Ach tak, przecież on też potrzebuje wody. Poza tym niestety nigdy nie należał do przesadnie miłych i taktownych osób. - Pamiętaj, to ty prowadzisz, ja cię podtrzymuję... A, i jeśli wyłączysz się ponownie, to będę cię niósł bez żadnych skrupułów. W końcu i tak nie będziesz protestował. A brak protestu to pozwolenie, tak jak brak decyzji to też decyzja - z trudem powtórzył słyszaną kiedyś sentencję. Zabrzmiało mądrze, więc był z siebie zadowolony. - Więc się trzymaj. I prowadź.
|zt
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Rynek Empty
PisanieTemat: Re: Rynek   Rynek Icon_minitime

Powrót do góry Go down
 
Rynek
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Rynek
» Rynek
» Rynek główny
» Rynek główny
» Rynek główny

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Magnum Opus - Fullmetal alchemist pbf :: Rush Valley-
Skocz do: