Magnum Opus - Fullmetal alchemist pbf
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


.
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Sylvia Whitewood

Go down 
AutorWiadomość
Sylvia Whitewood
SKORPION

Sylvia Whitewood


Liczba postów : 19
Join date : 04/08/2016
Motto : Jeśli kobieta mówi, że jest zmęczona życiem, znaczy to, że kogoś zamęczyła na śmierć.

Sylvia Whitewood Empty
PisanieTemat: Sylvia Whitewood   Sylvia Whitewood Icon_minitimeSob Sie 06, 2016 11:04 pm

Sylvia Whitewood Ohm1nR

Imię i nazwisko
Sylvia Adelle Whitewood, choć czasem posługuje się fałszywym mianem - Sarah Arkwright. Szerzej znana pod pseudonimem "Mantykora".
Wiek
Ma mniej-więcej dwadzieścia pięć lat, data urodzin zatarła się w dokumentach.
Pochodzenie
Amestris
Miejsce zamieszkania
Małe, ale gustownie urządzone mieszkanie w Central City.
Grupa
Chimera
Ranga
Skorpion

Sylvia Whitewood Nl861_content_right_ozdobnik

Wygląd
Sylvia to elegancka i młoda kobieta, często brana jednak za starszą niż jest w rzeczywistości. Przypomina cieszące się złą sławą femme fatale. To średniego wzrostu postać, trzymająca się prosto i pewnie, szczupła, bardzo kobieca - porusza się z gracją, w jej ruchach widać subtelność oraz pewność siebie płci pięknej. Jasną twarz w kształcie serca podkreślają krótkie, miękkie i ciemne loki, sięgające łabędziej szyi. Ma kremowy, blady odcień skóry, ładnie kontrastujący z włosami oraz czarnym jak onyks spojrzeniem. Jej wzrok hipnotyzuje - potrafi zachwycić pochlebczym wejrzeniem, ująć niewinnością albo zdeptać czyjeś ego kpiącym wyrazem. To zasłona, przez którą nikt nie potrafi ją przejrzeć. Duże oczy w kształcie migdałów otaczają czarne rzęsy, nad nimi znajdują się łagodnie zarysowane łuki brwiowe. Pod lewym okiem dwie kropki pieprzyków dodają jej odrobiny uroku. Prosty, nie za duży nos pasuje idealnie do całokształtu jej oblicza. On i finezyjnie podkreślone kości policzkowe tworzą całość z niewielkimi, ale zgrabnie wykrojonymi ustami. Miękkie wargi najczęściej podkreślone są ciemniejszą szminką, ale na ogół Sylvia nie używa makijażu. Nie musi, jest na to za piękna, jak mawia. Natura nie poskąpiła jej niezwykłej urody i kobieta doskonale o tym wie.
Aparycja nie ogranicza się tylko do twarzy człowieka. Sylwetkę Sylvia ma bardzo proporcjonalną, podobną do klasycznej klepsydry - jest jednak szczuplejsza, a jednocześnie trochę węższa w ramionach i biodrach. Nie ujmuje jej to w niczym. Piersi ma atrakcyjne, choć nie jest to obfity biust, tylko taki odpowiedni do jej budowy ciała. Linia  bioder i ud też mile cieszy (nie tylko) męskie oko. Wąska talia, płaski brzuch oraz wiotkie ramiona dopełniają obrazu jej modelowej figury. Zgrabne, długie nogi najchętniej podkreśla wkładając buty na średnim obcasie, dodając sobie kilku brakujących centymetrów. Drobnych dłoni o wąskich palcach nigdy nie zdobi biżuteria, jedynie nieznacznie zaostrzone paznokcie pokrywa warstwa czarnego lakieru. Może to powiew ekstrawagancji, ale ta sama barwa pokrywa paznokcie u stóp. Pomijając ten mały element, Sylvia wygląda jak młoda dama o nieskazitelnej urodzie, dystyngowana arystokratka z wysokiego rodu potrafiąca zachować się w każdej sytuacji. Jest, a może tylko sprawia wrażenie kobiety delikatnej i subtelnej, kruchej, jak to bywa płeć piękna... I jednocześnie świadomej swojego seksapilu, który w odpowiedniej chwili dodaje jej drapieżności, a na co dzień każe obracać się za nią przechodniom na ulicy.
Nikt jednak nie może być tak idealny, prawda..? Gusta bywają różne i choć Sylvia jest pięknością, ktoś może lubić o wiele krąglejsze blondynki o rumianych policzkach... Mniejsza o to. Jej ujmująca uroda ma w sobie dwie czy trzy krople dzikości - w końcu nie jest do końca człowiekiem. Od miejsca gdzie znajdują się lędźwie, wzdłuż jej kręgosłupa widnieje cienka linia, biegnąca aż do końca pleców. Im niżej się znajduje, tym bardziej się rozszerza, zaczynając dzielić na ledwo widoczne segmenty, aż do odcinka krzyżowego kręgosłupa. Stamtąd wyrasta Sylvi ogon. Skorpionowy, długi ogon, podzielony na trzynaście segmentów łącznie z żądłem na końcu. Grubości jej ramienia, wiszący luźno ogon sięga jej kostek. Zbudowany jest z bardzo wytrzymałego pancerza, pęcherza jadowego i samych mięśni, dlatego może bez wysiłku nim poruszać czy też w razie potrzeby atakować. Płytki pokrywające ogon są żółtej barwy, przechodzącej gdzieniegdzie w pomarańcz, ozdobionej w głównej mierze czernią. Jej ostre żądło na końcu ogona jest czarne, płaskie, długości i wielkości dłoni, lekko zakrzywione na czubku. Ponieważ dawcą tego narządu był skorpion żółty, najjadowitszy osobnik znany przyrodzie, Sylvia dysponuje w swoim ciele jedną z najgroźniejszych neurotoksyn. Ogon to nie jedyna rzecz jaką dostała po niedokładnie przeprowadzonej transmutacji. Paznokcie ma naturalnie zaostrzone, w okropnym żółtym kolorze szczypiec - dlatego maluje je na czarno, chcąc ukryć tą paskudną barwę i spiłowuje ich końce.
Przemiana w postać chimery... Jest bolesna. Do tego Sylvia nie wygląda tak pięknie jak w ludzkiej formie, dlatego tego nie cierpi. Ogon staje się dłuższy i grubszy, długości jej całego ciała, zaś żądło rośnie. By łapać równowagę, chodzi wtedy nieco pochylona, uginając kolana. Paznokcie u dłoni i stóp wydłużają się, stają się twardsze i również ostrzejsze. Całe ciało pokrywa się matową, ciemnożółtą barwą, upatrzoną czarnymi i pomarańczowymi przebarwieniami. Gładka skóra jej twardnieje i staje się chropowata, pojawiają się na niej linie, tak jakby była pokryta segmentowym pancerzem skorpionów. Białka oczu czernieją, zaś ciemne tęczówki przybierają mocny kolor pomarańczy. Trochę wyostrzają się jej kły. Nie przybywa Sylvi wzrostu ani siły, ale w tej formie jest zwinniejsza i szybsza niż normalnie. Nie bardzo, ale zauważalnie - w końcu skorpion to nie lew.
Ponieważ ogon swoje waży, kobieta raczej nie zdradzi swojej pełnej wagi. W ludzkiej formie, dzięki niemu środek ciężkości ciała jest nieco przesunięty w tył, dlatego Sylvia zawsze chodzi wyprostowana. Ogon przydaje się jej też w utrzymaniu równowagi. Dodatkowy ciężar sprawia, że porusza się bardziej kobieco, kołysząc nieznacznie biodrami (spróbujcie utrzymać taki skorpionowy odwłok w bezruchu, haniebnie trudna sprawa). Nie może jednak pokazywać żądła od tak na ulicy bez wywoływania paniki. W zimne pory roku oraz chłodniejsze dni ubiera zawsze czarny, skórzany płaszcz, elegancko sięgający kostek. Do tego rękawiczki i karminowy szal. Buty najczęściej na niewielkim obcasie. Spodnie przerabia własnoręcznie, wycinając i obszywając dziury by mieć miejsce na ogon. Gustuje w damskich koszulach, gorsetach, żakietach oraz spódnicach. Gdy jest cieplej i płaszcz jest niewskazany, nosi właśnie długie spódnice, sukienki czy suknie, by mieć jak skryć ogon przed oczami ciekawskich. Nigdy nie ubiera się niechlujnie i w pośpiechu, jej wizytówką jest starannie dobrany strój, podkreślający sylwetkę i urodę. Wszystko utrzymane w ciemniejszych barwach i bieli, ze smakiem... Jak na damę przystało.

Charakter
Istna dama. Wytworna, piękna, uprzejma... W czasach, gdy każdego klasyfikuje się na podstawie kilku ważnych szczegółów, Sylvia bez wahania znalazła się pod rubryczką damy. Bo czyż taką nie jest? Jest piękna, porusza się z gracją, nosi z elegancją, ale nie zbyt bogato, za to skromnie i szykownie zarazem. Jest właścicielką ujmującego spojrzenia i uśmiechu. Jednak to nie suknia zdobi człowieka i bycie damą to nie zdolność dopasowania stroju, uprzejme słowa i wyciąganie dłoni do pocałunku.
Sylvia wie czego chce. Po pierwsze, ma swoją godność, po drugie, zna własną wartość i nic tego nie zmieni. Swoje w życiu przeszła i nie był łatwo, ale jest dumna ze swojej wiedzy, doświadczenia oraz osiągnięć jakie zdobyła. Jest dumna z tego iż jest kobietą. Wysoko trzyma głowę, nie wstydzi się tego kim jest, nawet jeśli czasem pracując w cieniu używa fałszywego miana. Duma jest prawdziwa, nie toksyczna, jak to bywa wśród arystokracji. Być może dlatego, że się z niej bezpośrednio nie wywodzi, uniknęła nowobogackiej zgnilizny charakterów. Nie wywyższa się, nie umniejsza swoich zasług fałszywą skromnością. Nie oznacza to jednak, że Sylvia jest zadufana w sobie i patrzy z góry na innych, nie licząc się z ich zdaniem. Ma w swej świadomości wdrukowane poczucie własnej wartości oraz o tym, że nie ujmuje ona żadnej osobie. Nie czuje się lepsza ani gorsza - ktoś zawsze jest w czymś lepszy, ktoś gorszy, komuś się powiodło w życiu, komuś nie. Nie można oceniać ludzi na podstawie tak płytkich kryteriów, sama brzydzi się takimi osobami. Tylko zapatrzeni w lustro egoiści patrzą na "plebs" pogardliwie, ona wie dobrze, że szanować trzeba każdego, choćby dlatego, że jest człowiekiem. Dlatego bez wyjątku odkłoni się przechodniom na ulicy, czy też weźmie pod ramię starszego mężczyznę, by przejść z nim przez ulicę. Żadne z ludzkich zachowań jej nie uwłacza. Tutaj naprawdę niewiele trzeba dobrej woli, a takie drobne uprzejmości, choć wielu w to wątpi, nie brudzą niczyich rąk.
W kontaktach jest niezwykle uprzejma - to jej wizytówka i znak rozpoznawczy. Nigdy nie używa ordynarnych określeń, nie przeklina, nawet nie podnosi głosu - to nie uchodzi dobrze wychowanej kobiecie. Jednak bycie politycznie poprawnym jest nudne, a ciągła uprzejma rozmowa staje się szybko miałka i nieciekawa... Dlatego zależnie od tematu, jej słowa, choć uprzejme, mogą denerwować albo zawstydzać, albo są ostrą ripostą na czyjeś niewłaściwe zachowanie czy komentarz. Ponieważ kobieta musi mieć klasę - ale znając własną wartość nie pozwoli się poniżać. Nie zniży się do czyjegoś poziomu, nie da żartować z siebie, z bliskich albo z tematów, z których zwyczajnie nie przystoi się naśmiewać. Sylvia nie podejmie głupiej dyskusji, raczej z wdziękiem zmiażdży wesołka zimnym spokojem i przemyślaną ironią. Bywa niekiedy bezczelna, ale to w wyjątkowych sytuacjach i to nigdy nie tracąc dobrego smaku. W końcu jest damą... Gdy chamstwo jednak przekracza granice, nie waha się spoliczkować ani opuścić towarzystwo. Trzeba się bardzo napracować by Sylvia wstała i wyszła, ponieważ towarzyszący jej stoicki spokój bywa często przeszkodą, która zniechęca śmiałków. Krótko mówiąc, potrafi się zachować i odnaleźć w każdej sytuacji. Choćby zamknięto ją w celi, pobito, oskarżono o morderstwo... Choćby oblano ją winem - nie zrobi awantury tracąc twarz, tylko wykręci włosy i doda, że alkohol był marnego rocznika. Bardzo nie lubi nieuzasadnionej agresji i uprzedzeń ani osób, które usilnie próbują udowodnić jej, że jest głupia. Gdy czegoś nie wie, przyzna się spokojnie, w końcu żaden człowiek nie jest chodzącą encyklopedią. Lecz jeśli ktoś na jej polu, śmie twierdzić, że jest niewyedukowana, albo po prostu stwierdzi, że jest pustą, salonową lalą... Jego poranione ego będzie długo jeszcze bolało.
Być może pewność siebie i poczucie własnej wartości sprawiają, że jest bardziej atrakcyjna dla płci przeciwnej. Sylvia to indywidualistka i jak zauważyła, nic bardziej nie fascynuje i nie przeraża mężczyzn od kobiety, która potrafi sobie bez nich w życiu poradzić. A ona sobie radzi. Nie unika męskiej pomocy ani towarzystwa, jednak pozostaje na pewien sposób zdystansowana... A który z panów nie lubi sprawdzać swoich zdolności uwodzenia? W swojej naturze Sylvia nie ma chęci do manipulowania mężczyzn, ale czasem zachowuje się jak femme fatale. Daje sobie pomóc, kokietuje, schlebia, uwodzi - przydaje się jej to przy wyciąganiu różnych informacji od zachwyconych alkoholem i towarzystwem seksownej kobiety mężczyzn. Niemniej, wygląd pewnej części ciała uniemożliwia jej zaciągnięcie celu do łóżka, choć ma inne sposoby by wykonać zadanie. I być może dobrze wychowanej kobiecie nie uchodzi owijać sobie mężczyzn wokół małego palca, to nigdy nie było to jej priorytetem. Jedno jej spojrzenie może zachęcić albo zrazić - i nie stosuje tej sztuczki tylko w pracy. Jej gesty, sposób mówienia, wzrok, mowa ciała, wszystko to może zaczarować, przyciągnąć albo na tej samej zasadzie złamać pewność siebie rozmówcy. Ma do tego zdolność, urodę i sposobność, nie robi tego dla rozrywki... Acz kto wie? Czasem niegroźny flirt nikogo nie zabije. Choć jest tradycjonalistką i uważa, że to mężczyzna powinien zabiegać o kobietę, to jednocześnie sądzi, że kobieta nie powinna być wyłącznie adorowana. To nudne. Sylvia lubi odpowiedzieć tym samym. Ma kilka nowoczesnych poglądów na świat...
Na przykład drażni ją ciągłe trzymanie rąk przy sobie - nie waha się poprawić komuś włosów, zapiąć guzik na mankiecie, poprawić znajomej łańcuszek na szyi albo zmierzwić kosmyki dziecku. Ot, tak po prostu, ale wystarczy, że ktoś dotknie nieodpowiedniej części ciała, zaraz będzie miał czerwony odcisk dłoni na policzku. Lubi być bezpośrednia, do osób które lubi i dobrze zna pieszczotliwie zwraca się "Skarbie", "Kochanie", "Kotku", dla każdego ma inne miano i nigdy się jej one nie mylą. Nie wzbrania się też przed pocałowaniem w policzek oficera, który pomógł jej zdjąć szal, który porwał wiatr, z gałęzi drzewa. Okazuje rzadko spotykaną, ale bardzo ludzką serdeczność. Nie jest nieczułą osobą, jest spokojna, skora do pomocy i brak w niej pretensjonalności... Ale Sylvia nie jest tylko taka. Nie ma dwóch twarzy, ponieważ zapytana nie kryje się ze swoimi poglądami, tylko pewne tematy omija dalekim łukiem. Ma świadomość, że nie jest człowiekiem, mówi jej to codziennie lustro i zabójczy ogon skryty pod ubraniem. Jednocześnie wie jaką ma wartość jako człowiek czy wytwór przypadku, dlatego z trudem oswoiła się z faktem, że jest chimerą i jest jaka jest... Ale oswoiła. Na dobre. Dlatego epitety pod jej adresem, albo nazywanie jej potworem rani ją, choć nie pokazuje tego po sobie. W końcu jak ma ich winić..? Ludziom się wydaje, że zaraz wbije im żądło ogona w gardło. A Sylvia jest zwyczajną kobietą, która nie miała wpływu na swoją postać.
Zwyczajną kobietą... Nie do końca. Jej spokój i kobiecość, subtelne zachowanie wrażliwej płci pięknej przeplata się z pewnością siebie oraz paroma cieniami. Jest kimś w rodzaju patologa od trucizn, widziała setki ciał o sinych twarzach, z martwicą tkanek oraz nabrzmiałych żyłach. Ludzie nigdy się nie nauczą... A ona nie cierpi głupców i ignorantów, bawiących się cudzym życiem jak marionetkami. Tak na marginesie... Szacunek to kwestia sporna. Choć jako dama darzy nim mnóstwo osób, to jednak nie ma go ani krzty dla tych, którzy na niego nie zasłużyli. Okrutnicy, zbrodniarze i mordercy, Ci, którzy nie żałując swoich win, nie szanują innych, nie szanują samego życia. Nie zasługują tym samym na szacunek nikogo, a nawet na to by żyć. Praca szpiega Sylvi stawia ją często w towarzystwie takich osób, ponieważ to oni mają w swoim posiadaniu najróżniejsze informacje. Ma swoje sposoby by dotrzeć do szukanych danych, nie zawsze po dobroci, jak dama i nie zawsze czarując komplementami. Nie ma większych wyrzutów sumienia szantażując takie indywidua. Nawet gdy nie chcąc współpracować, padają w konwulsjach na drogie dywany, nie ma żalu. Zabiła kilka osób, które na to zasługiwały, tłumaczyć się nie musi... Zawsze jednak dostaje coś w rodzaju przyzwolenia z góry, mówiącego, że nic się nie stanie jeśli ktoś taki zginie. W innym przypadku musi się powstrzymywać i srebrnym językiem i uśmiechami zdobyć to po co przyszła. Ma ciekawą reputację, niektórzy uważają, że jest niebezpieczna, inni, że tylko jest straszakiem i praktycznie jest niegroźna. Prawda jest taka, że jest nieprzewidywalna...

Historia
Sylvia urodziła się jako pierworodne dziecko znanego chemika w Amestris i byłej gimnastyczki. Dzieciństwo jej nie było do końca beztroskie. Pierwsze lata swojego związku i życia ich córki, rodzice kochali się bezgranicznie, będąc przykładnym małżeństwem. On, Derek, uczony chemik, ceniony ze względu na swoją wiedzę i ona, Maria, gimnastyczka, która opuściła zawody z powodu kontuzji, zachowując jednak gibkość i zwinność ciała. On z dobrej rodziny, ona zubożała, ale wywodząca się z wysoko urodzonego rodu. Nie wiadomo czemu osoby z tak odmiennych światów postanowiły się pobrać, ale zamieszkali w niewielkiej posiadłości, wzorowo spełniając obowiązki rodzinne. Mąż był starszy od młodej żony o dziesięć lat. Ich uczucie było wielkie, niemal zbyt idealne. Wszystko pozostawało w nienagannym porządku, aż do momentu gdy Sylvia miała pięć lat. Mniej-więcej w tym czasie rodzice zaczęli się kłócić. Zamiennie krzyki i cisza wypełniały cały dom, Derek chodził zły, Maria ocierała ukradkiem łzy. Ojciec Sylvi unikał rodziny, przesiadywał całe godziny, nawet dnie, w swojej pracowni, z której unosił się ostry zapach siarki oraz innych chemicznych związków. Wyglądało na to, że wielka miłość mu przeszła, praca i badania stawały się dla niego ważniejsze niż żona i córka. Maria, będąca na utrzymaniu męża nie miała żadnej możliwości do wzięcia rozwodu. Może dalej kochała męża, może wiedziała, że po odejściu zostanie z niczym. Miała co prawda swoje trofea, puchary, które błyszczały w salonie na półkach...
Skupiła się jednak na wychowaniu córki. To właśnie po niej Sylvia odziedziczyła urodę, czarne loki i oczy, wiotkie, modelowe ciało. I dzięki niej nauczyła się spokoju godnej damy. Obserwowała swoją matkę, która po każdej kłótni z ojcem nie dawała się wyprowadzić z równowagi, a potem słyszała, jak przełyka łzy w sypialni. To była jej pierwsza lekcja, w dodatku taka, której sama się nauczyła. Zawsze być opanowaną, na słabość można pozwolić sobie w samotności. Co prawda, nie rozumiała wiele z tego co się działo. Ojciec prowadził jakieś badania i widziała go naprawdę rzadko, aż zdawało się jej, że w domu jest tylko ona i mama. O swojej obecności przypominał jej wieczorami, gdy ze snu wybudzały ją kłótnie rodziców. Oprócz tego, nic więcej nie robił, zamknięty za bukowymi drzwiami. To Maria zajęła się jej edukacją, dbała by była schludnie ubrana, pilnowała by umiała się zachować i była grzeczna. To też ona poprosiła przyjaciela by uczył jej córkę samoobrony gdy będzie w odpowiednim wieku. Sylvia była cichym dzieckiem, nie przysparzając kłopotów rodzicielce, uczyła się dobrze, prace w domu nie były jej straszne. Dorastała w milczącym porozumieniu swoich rodziców. Derek wychodził z pracowni tylko w nocy, po to by się umyć, zabrać czyste ubranie i jedzenie, zostawiając w kuchni brudne naczynia oraz koszule pachnące amoniakiem. Maria myła zastawę, prała ciuchy i nie narzekała na nic, tak jakby ojca w domu nie było. Na pytania Sylvi odpowiadała ciszą.
Trwałoby to może jeszcze długo, aż pewnej strasznej nocy kobieta nie wytrzymała. Sylvia słyszała ze swojego pokoju ich straszną kłótnię, która przeszła jak huragan przez cały dom. Do jej uszu dobiegały wrzaski, głośne pretensje o zaniedbanie rodziny i brak zrozumienia dla geniuszu... Nie rozumiała tego. Nic już nie rozumiała, miała tylko osiem lat i leżała z pluszowym misiem schowana pod łóżkiem, chcąc tylko tego by rodzice przestali się kłócić. Aż do świtu, gdy krzyki ucichły. Dopiero w południe miała śmiałość wyjść z ukrycia. Dom nie prezentował się ładnie, potrzaskane talerze, porwane papiery, książki na podłodze. Brakowało kilku obrazów, puchary matki zniknęły z salonu, parę drobiazgów też. Sylvia oczekiwała, że ujrzy matkę sprzątającą ten bałagan, za to zastała ojca siedzącego na schodach. Wyglądał na o wiele starszego niż go córka zapamiętała. Był rosłym mężczyzną, teraz zaś zapadł się w sobie, wąsy mu posiwiały, włosy wypadły, małe okulary zjeżdżały z orlego nosa. Trzymał głowę w dłoniach i wzdychał. Na jej widok tylko westchnął i powstał ciężko, ruszając do kuchni by nastawić wodę na herbatę. Wtedy Sylvia zrozumiała, że matki nie ma. Nie było jej nigdzie, odeszła. Derek nigdy bezpośrednio jej tego nie powiedział, unikał tego tematu milcząc zawzcięcie. Niemniej, wiedziała o tym i czuła się zdradzona... Były tylko we dwie w tym domu, matka i córka, a gdy przyszło co do czego Maria spakowała swoje rzeczy i odeszła. Sama. Bez niej, zostawiając córkę z nieprzystosowanym do prowadzeniu ojcem, fanatykiem nauki.
Nie radził sobie w żaden sposób, dlatego sprowadził do domu gospodynie. Oddał się pracy bez mrugnięcia okiem, zostawiając Sylvię pod opieką pulchniej, rozgadanej starszej pani. Szczypała ją w policzki nazywając "Laleczką" i wychwalała jej ogładę, tylko dlatego, że mówiła "Dziękuję" ilekroć coś od niej dostała. Bez nadzoru matki, która dobrze się nią zajmowała i dbała o dom, w progu pojawiało się coraz więcej dziwnych osób. Żołnierze, jakiś alchemik, biznesmeni rozmawiali z jej ojcem. Któregoś razu Derek oświadczył, że mają wolny pokój, dlatego jego przyjaciel wprowadzi się do nich. Wraz z brodatym jegomościem przyjechało sporo klatek i szklanych terrarium, które ulokowano w największym pomieszczeniu w budynku. Gosposia na ten widok zemdlała i złożyła wymówienie. Sylvia zaś z obrzydzeniem i dziwną fascynacją wpatrywała się w pająki, robaki poruszające się na smukłych nóżkach, zielone modliszki, czarne skorpiony. Ciekawiły ją węże za ogromnymi szybami, te gady w czarne i czerwone pasy, o barwie piasku, albo małe, mleczne wężyki, nie dłuższe od jej dłoni. Były też tam istoty o podłużnym ciele modliszki i szczypcach skorpiona, były pająki okryte wężową łuską i gadzią głową kołyszącą się na czterech parach nóg. Jednak przyjaciel ojca, chudy jak  tyczka, brodaty Pan Abbot nie był chętny by tłumaczyć dziewczynce czym są owe stworzenia. Zachowywał się jak ojciec, siedzieli w gabinecie coś badając, a jej towarzystwo dotrzymywała nowa gosposia.
Trwało to rok. Sylvia miała ponad dziesięć lat i umiała się sobą zająć, potrafiła czytać, pisać, liczyć, gosposia nauczyła ją szyć. Przyjaciel matki dawał jej lekcje samoobrony. Miała smykałkę do chemii, ale jakoś jej to nie cieszyło. Sądziła, że stanie się takim gburem jak ojciec, jeśli za długo będzie patrzyła w książki z symbolami chemicznymi. Któregoś dnia gospodyni wyjechała do miasta na zakupy, ale na zewnątrz rozpętała się straszna śnieżyca, nadszedł wieczór a kobieta nie wracała. Zaniepokojona Sylvia krążyła po korytarzu, aż stwierdziła, że musi o tym powiedzieć ojcu. Zapukała do drzwi gabinetu, ale nie słysząc odpowiedzi, otworzyła je. Zobaczyła jasne światło bijące od podłogi, lecz nim przyjrzała się mu dokładniej, tuż obok jej stopy przemknął zielony wąż. Krzyknęła przestraszona, chcąc odskoczyć, ale potknęła się o próg i upadła na ziemie, tracąc przytomność. Dziewczyna tylko pamiętała jasne światło, krzyk, może jej, może ojca i zaraz zaczęło boleć ją całe ciało.
Obudziła się po kilku dniach, w gorączce i w drgawkach, wymiotując krwią. Siedział przy niej załamany Derek, który wyglądał teraz jak staruszek. Sylvia z trudem czuła własne ciało, pulsowało bólem i dziwnym gorącem. Nie była świadoma tego, że organizm się zmienił, że paznokcie na palcach wyostrzyły się, a z pleców wyrasta jej śmiercionośna broń. Łapczywie piła wodę, dopiero po dużej dawce leków przeciwbólowych usnęła, nie miotając się we śnie. Zaufany lekarz zachował milczenie, zbadał małą pacjentkę i oświadczył, że zmiany nie tylko są nieodwracalne, to miały niekorzystny wpływ na jej młody organizm. To był przypadek. To był wypadek... Czy fatum musiało być aż tak wyrachowane? Sylvia weszła do gabinetu akurat gdy Abbot miał zacząć transmutację młodego pytona zielonego z leiurus quinquestriatus, skorpionem żółtym. Nie mogąc nigdzie uciec, wąż leżał spokojnie, ale ledwie uchyliły się drzwi dostrzegł okazję i w tym samym momencie gdy rozpoczęto transmutację ewakuował się z gabinetu. Sylvia przewróciła się, zastępując nieświadomie pytona w tej przemianie... Zdumiony i przerażony Abbot przeprowadził do końca transmutację, ale niedokładnie. Przerwanie jej zakończyłoby się czymś gorszym... Jego roztargnienie było przyczyną dziwnej boleści w jej ciele, która miała się utrzymywać jeszcze przez jakiś czas, oraz obecność ogona, który rzekomo miał wyrastać tylko w postaci chimery. Jak na specjalistę od transmutacji zwierząt, Abbot zatrważająco dużo wiedział o ludzkiej transmutacji. Derek, rozgoryczony siedział dnie i nocy przy łóżku córki, zaś jego przyjaciel, z którym badał najróżniejsze jady i toksyny dzikich zwierząt, po cichu opuścił jego dom z całą swą menażerią. Gospodyni wracając przestraszył zwieszający się z żyrandola wąż, także odeszła. Został ojciec z córką-chimerą.
Długo dochodziła do siebie. Derek wyjaśnił jej słabym głosem co się z nią działo i skąd ma ogon. Sama Sylvia czuła się dziwnie. Gdy wstała z łóżka nie mogła złapać równowagi, ponieważ odwłok ciągnął ją nieco w tył. Z czasem nauczyła się go kontrolować. To były jej mięśnie, jej ciało, umiała uderzyć żądłem w ścianę, a także wyprodukować jad. Bała się tej zdolności, uważała się za potwora, ale ojciec nie zwracał na to uwagi. Po raz pierwszy w życiu poświęcał jej czas, uspokajał, przytulał. Sylvia miała ogromną trudność z zaakceptowaniem siebie jako chimery. Tkwiła w domu z ojcem, przez który przewijały się coraz to nowe gospodynie. Dziewczynka całe dnie leżała w łóżku, bojąc się, słusznie z resztą, że na jej widok uciekną z krzykiem. Dużo czasu minęło nim zaczęła wychodzić ze swojego pokoju ubrana w szlafrok do ziemi albo długie spódnice. Uczyła się jak ma się poruszać, jak balansować ogonem by był niewidoczny spod części garderoby. Szło jej świetnie, z czasem dziwne uczucie bólu zniknęło, zaczęła nawet czuć się pewnie w swoim ciele. Niemniej, panicznie się bała, że ktoś zauważy jej ogon i zostanie ochrzczona mianem potwora, niebezpiecznego monstrum... A przecież to był wypadek... Życie jednak szło swoim rytmem. Ojciec zajmował się swoimi badaniami, nie więcej niż to było konieczne. Wprowadził nawet w nie córkę, która z większą chęcią przyglądała się temu co robił Derek. Sylvia uczyła się w domu, pomagała gosposi w jej zajęciach, nie bojąc ubrudzić sobie rąk. Nie wychodziła z tej niewielkiej posiadłości, czasem tylko przyjmując gości ojca z całą uprzejmością i spokojem jaki odziedziczyła po matce. O Abbotcie nic nie słyszeli.
Sylvia stała się młodą dziewczyną, piękniała, dorastała spokojnie i nikt by nie pomyślał, że córka Whitewooda jest chimerą. Gdy miała piętnaście lat Derek dostał zaproszenie do Xing, na ważne badania - był to kluczowy moment jego kariery. Starszy mężczyzna mógł zabłysnąć, pokazać się światu, zrobić coś, przez co nie wahałby się zostawić żonę i córkę... Ale to było kilka lat temu. Teraz, po wypadku, bał się zostawić Sylvię samą w domu z gosposią. Dziewczyna uścisnęła ojca i poprosiła by jechał, one sobie dadzą sobie radę. Po namowach i obietnicach Derek w końcu się zgodził, świadom, że czeka go długa podróż. Dwie kobiety zostały z domu, dni mijały im po staremu, spokojnie. Posiadłość którą kupił Derek nie była zbyt duża, średni budynek, trochę zieleni naokoło... Lecz należała do znanego chemika. Kto wie nad czym pracuje, co ma w swoich zbiorach? Wiadomość o tym, że wyjechał musiała dotrzeć do niewłaściwych uszu. Trzy tygodnie po wyjeździe ojca doszło do włamania w ich domu. Był późny wieczór, Sylvia czytała książki w gabinecie, gdy do środka weszła czwórka zamaskowanych postaci. Wysocy, umięśnieni, typowe zbiry przed jakimi ostrzega się dzieci. Grozili jej bronią, powiedzieli, że gospodyni leży w kuchni z poderżniętym gardłem. Miała współpracować, inaczej też zginie. Dziewczyna zbladła, zaczęła się cofać, byle odsunąć się od zbrodniarzy, którzy wyciągali w jej kierunku worek z liną... Podziałał instynkt, wystarczył lekki skurcz w ogonie. Spódnica rozerwała się jak papier. Ogon wygiął się, wyeksponował żądło, nie zdążyła nawet mrugnąć a kolec jadowy tkwił w piersi najbliższego mężczyzny. Padł, dygocząc na ziemię, a w panice ogon zaczął kłuć pozostałych. To w ramię, to w brzuch, szyję. Nie kontrolowała ilości jadu, ale musiał być wysoki bo szybko zaczęli krwawić i kląć, słaniając się na nogach. Kula wystrzelona przez jednego minęła ją o cal, gdy biegła do drzwi. Kolejna sprawiła, że wybuchła lampa i zaczęła palić się firana. Sylvia popędziła na dół, nie dbając o to czy więcej osób stanie na jej drodze. W kuchni poślizgnęła się na krwi, rabusie nie kłamali... Ciało leżało pod wielkim stołem, na którym stał rząd słoików i gar z powidłami. Zalewając się łzami wybiegła z domu, pędząc przed siebie, w panice, jak najdalej.
Tamten feralny wybuch lampy spowodował pożar. Nie udało się wiele uratować, trochę książek, jakieś sprzęty, ubrania. W gazetach o tym trąbili, dom chemika spłonął, znaleziono pięć ciał, cztery męskie i jedno kobiece. Nie wiadomo co zabiło mężczyzn, to było największą zagadką. Szukali jej, ale zbyt się bała, że posądzą ją o zabójstwo i będzie potworem... Dlatego uciekła. Skradła koc ze sznurka na pranie, owinęła się nim i bez biletu wsiadła do pociągu, który zawiózł ją do Central City. Próbowała skontaktować się z ojcem, ale nie mogła go znaleźć, prosić o pomoc nie śmiała... Bez dachu nad głową, co mogła robić? Nie wiedziała jak sobie poradzić. Wylądowała na ulicy i to był naprawdę niewesoły rozdział w jej życiu. Choć się tego brzydziła, nauczyła się kraść i kłamać, straszyć a także w razie potrzeby pokazać ogon by dano jej spokój. Przezywali ją maszkarą i potworem, choć starała się kryć jak mogła. Spotkała się z biedą, wszami i podłością ludzką, a także chęcią pomocy, ponieważ nie wszyscy byli tak egoistyczni i bezdomni nie raz dzielili się chlebem. Nawet z chimerą. Pomimo urody ze wzgardą słuchała rad o zostaniu prostytutką. Była na to zbyt dumna. Niemal rok spędziła w zaułkach i ciemnych kątach miasta, próbując zacząć od nowa... Jednak była nadal dzieckiem. Młodą dziewczyną, która powinna siedzieć w domu i uczyć się, zamiast szukać czegoś wartościowego w śmietniku. Zebranie siły na zmianę było trudne... I może Sylvia nigdy by jej nie doczekała, gdyby nie bójka, która rozegrała się w zaułku w którym spała. Dwóch mężczyzn biło trzeciego, ubranego w niebieski uniform wojskowy. Starszy, siwowłosy wojskowy był wyraźnie osłabiony, nie potrafił się bronić. Zaspana, śpiąca kamiennym snem dziewczyny, wybudzona przez te odgłosy nieopatrznie wyjrzała zza skrzyń w której spała... I została pochwycona za włosy i przydeptana do ziemi wielkim buciorem. Żadnych świadków, jak to oświadczył bandyta, podczas gdy drugi krępował mężczyznę w niebieskim. Słuchając jak żołnierz bierze ją w obronę, bo przecież jest tylko dzieckiem, nie mogła się oprzeć by powiedzieć - Może i jestem dzieckiem, ale umiem się zachować, za to panom najwidoczniej brakuje pokory - , po czym cięła na odlew ogonem. Żądło trafiło w zgięcie kolana, zbir wrzasnął. Sylvia poderwała się na nogi i obróciła, ogon uderzył drugiego mężczyznę w biodro, po czym kolec trafił w brzuch. Dała im sporą dawkę jadu, także po chwili przeklinania i prób rzucenia się na nią padli w drgawkach na ziemię. Sylvia łapiąc oddech, rozwiązała mężczyznę, patrząc z pewnym smutkiem i znużeniem na konających.
Spodziewała się może nagany, może liczyła na słowa podziękowania, ale na pewno nie podejrzewała, że mężczyzna narzuci jej na ramiona płaszcz i zabierze ze sobą. Do Centrali. Po raz pierwszy od dawna dostała czyste ubranie, mogła się wykąpać i pozbyć wszystkich drażniących insektów. Zjadła też ciepły posiłek, choć paru żołnierzy spoglądało podejrzliwie na jej ogon. Dali jej spodnie, które musiała z tyłu rozerwać by zrobić miejsce na ogon... O spódnicę nie śmiała prosić by nie nadużyć dobroci gospodarza. Mężczyzna posadził ją przed swoim biurkiem, podziękował za uratowanie życia i jak najuprzejmiej, ale stanowczo, nakazał opowiedzieć kim jest. Wahając się, zaciskając palce na kubku z herbatą, Sylvia powoli opowiedziała mu wszystko. Od pierwszych dni jakie pamiętała, przez odejście matki, wypadek, napaść na jej dom i pożar, oraz swoją ucieczkę. Trwało to długo, po czym zapewnił ją, że nie pójdzie do więzienia. Mężczyzna, Major jak się okazało, zajął się papierami, telefonował rozmawiając w obcym języku, a Sylvia z wolna zasnęła na jego kanapie.
Następnego dnia Major uruchomił wszystkie swoje kontakty i owocem tego wręczył Sylvi klucz do mieszkania w Central City. Było to miejsce zameldowania jej matki, które kupiła po odejściu od męża, zapisała je na córkę. Niestety zmarła przed rokiem w szpitalu na powikłania po grypie. Ponieważ jej ojciec nadal nie wiedział o całym zajściu i przebywał w Xing, dotarcie do niego było utrudnione, ale Major obiecał znaleźć sposób. W tym czasie, dopóki nie stanie się pełnoletnia, będzie pod jego opieką. Choć miała ponad szesnaście lat, Sylvia mogła zamieszkać sama w mieszkaniu, meldując się co dzień przez telefon albo osobiście. Do tego mieli poddać ją kilku badaniom i testom, by sprawdzić jak transmutacja wpłynęła na jej organizm i czy może jest szansa to odwrócić. Przystała na te warunki, nie do końca z nimi się zgadzając... Jednak to wydawało się niebem w porównaniu do życia na ulicy. Mieszkanie było nieduże, ale ładne. W szafie tkwiło kilka ubrań jej matki, a ubierając je zdawało się jej, że widzi ją w lustrze. Była sama... Choć Major zachowywał się jak dobry wujek i pomagał w razie kłopotów, to musiała zacząć dbać o siebie sama. Kontynuowała naukę samodzielnie, szybko błyszcząc wiedzą z patologii sądowej, choć ta zakrawała jedynie wiedzą o truciznach. Pobrali jej jad i dokładnie go zbadali, sama w domu Sylvia zrobiła dokładnie to samo. Dostała sporo odczynników i mogła udawać, że robi badania jak swój ojciec... Nie tylko to. Ćwiczyła kontrolę nad instynktem i paniką by nigdy więcej kogoś w strachu nie zabić. W ciągu dwóch lat gdy była pod pieczą wojskowego wydoroślała, dojrzała i osiągnęła wiele, a największą z tych rzeczą była pewność siebie i samokontrola. Zaczynała wśród znanych sobie żołnierzy zachwycać ogładą i uprzejmością, pomimo tego okropnego ogona. Kilku nawet próbowało z nią flirtować... Co spotkało się z dezaprobatą Majora.
Po osiągnięciu pełnoletności nie musiała się nigdy więcej meldować Majorowi. Za to on dzwonił do niej, o różnej porze, każąc stawiać się w dziwne i podejrzane miejsca. Jej wiedza, zasilana dziesiątkami książek przydawała się przy określaniu przyczyny śmierci denatów. Gdy podejrzewano otrucie, dzwoniono po Sylvię. Dzięki tej współpracy zawsze wpadło jej trochę grosza, a stałą posadę w Kwaterze Głównej nawiązała jako informatorka. Ktoś otruł psa dzieci jej sąsiadów. Widząc ich zapłakane buzie udała się do slamsów, znaleźć drania. Wystarczyło parę godzin, uśmiechów i jedna groźba by nałogowy truciciel zwierząt wpadł w ręce wojskowych. A potem jeszcze inny właściciel pralni pieniędzy trafił za kratki... I tak dalej i tak dalej. Co prawda Major zmarł gdy miała dziewiętnaste urodziny, ale praca została. Dobre siedem lat pracuje wyszukując różne osobistości i zbierając informację, najpierw wśród miejscowych, aż w końcu trafiła na salony, witając w domach różnych osobistości. Jest to z reguły proste - chcą tej a takiej informacji i może przy tym ktoś zginąć. Instrukcje są jasne i klarowne, Sylvia na brak obowiązków nie narzeka. Co prawda jej reputacja, czy też raczej sława jest nijaka i ciemna, to nie jest tak rozległa by dużo osób o niej słyszało. Odkryła, że jest w tym dobra i dane przez nią zdobyte są cenne, a szantażowanie innych jakoś nie śni się jej po nocach...

Sylvia Whitewood Nl861_content_right_ozdobnik

Umiejętność specjalna
- Toksyna - choć ogon sam w sobie może być bronią, tak jak kły u lwa czy niedźwiedzia, to najważniejszą jego cechą jest jad. Tak jak skorpion, potrafi kontrolować ilość trucizny, dając małą, śmiertelną dawkę, albo czasem kłując na sucho, byleby kogoś przestraszyć. To bardzo silna mieszanka neurotoksyn, atakująca układ nerwowy. Nie zabija od razu... Najpierw powoduje intensywny ból w miejscu ukłucia, paraliżuje ciało naokoło. Mrowienie rozprzestrzenia się, najszybciej, jeśli toksyna trafiła do krwiobiegu. Niszczy neuroprzekaźniki, dosłownie rozpuszczając wiązania między nerwami. Na tym etapie jest to jeszcze uleczalne, a podanie surowicy w stu procentach ratuje życie - mniejsza o długą rehabilitacje i możliwość stracenia czucia w kończynie. Z chwilą gdy następują drgawki, nudności i biegunka szanse maleją z każdą minutą. To znak, że z połączeń nerwowo-nerwowych jad przerzucił się na te nerwowo-mięśniowe. Ciało w różnych miejscach zaczyna tężeć, pojawiają się problemy z oddychanie, serce bije nieregularnie i szybko. Jad rozprzestrzenia się prędko, jeśli zaatakuje najintensywniej płuca, ofiara może się udusić. Jeśli serce, może dojść do zawału, poprzedzonego uczuciem palącego ognia rozprzestrzenionego wzdłuż naczyń krwionośnych. Jeśli zaś zajmie się nerwami i zatrzyma pracę mózgu... Zgon następuje szybko i nie tak boleśnie. Toksyna Sylvi jest bardziej niż śmiercionośna, ofiara zawsze ginie w bólu. W przemienionej postaci jad jest jeszcze silniejszy i na szczęście dla ugryzionego, działa o wiele szybciej - powiedzmy, zamiast piętnastu minut męczarni są tylko trzy.

Umiejętności
- Samoobrona - Sylvia umie się obronić. Kto by sądził, patrząc na drobną kobietę, wyglądającą raczej na bezbronną bywalczynie salonów? Jednak zawsze chciała mieć pewność, że da radę się wybronić. Nie walczyć, ale wyswobodzić z czyjegoś uścisku, a także kilkoma ruchami rozbroić napastnika. Wie gdzie ma kopnąć, wbić palce albo zadrapać, by zabolało i napastnik ją puścił. Potrafi też zadać parę ciosów, które chwilowo oślepią czy poślą przeciwnika na glebę, albo bardziej tradycyjnie zacznie okładać napastnika parasolką. Tu bardzo pomaga jej ogon, zwłaszcza w utrzymaniu równowagi podczas unikania ciosów - nie mówiąc o tym, że też przydaje się w samoobronie. Świetnie podcina ludziom nogi oraz w ostateczności robi za bicz, zostawiający na ciele spore siniaki.

- Chemia trucizn - Właściwie specyficzna biochemia, dalsza albo bliższa siostra alchemii, zależy jak na to patrzeć... Zna się na truciznach i jadach. Nieco to ironiczne, ale jej rozległa wiedza obejmuje środki uzależniające, narkotyki, toksyny naturalne oraz te wyprodukowane przez człowieka. Zna ich objawy i skutki, jak reagują w organizmie człowieka, ze sobą, w żywności czy alkoholu - jeśli podejrzewa się, że denat został otruty, posyła się po Sylvię by zbadała sprawę. Jej wiedza nie jest czysto teoretyczna, nie waha się użyć probówek i palnika by zbadać co trzeba. Do tego wyprodukowała surowicę, która działa jak odtrutka jej jadu - w pewien sposób oczywiście. Tak jak dorosłe skorpiony potrafi kontrolować ilość jadu wstrzykniętą ofierze, jeśli jest go za dużo, nawet serum nie podziała. Ale tak, by z kogoś coś wyciągnąć albo zastraszyć... Lekkie ukłucie, machanie fiolką przed nosem i zaraz wie to czego chce.

- Anatomia człowieka - Choć chemia jest jej specjalizacją, Sylvia zgłębiała też tajemnice budowy ciała człowieka. Nie jest medykiem czy wykwalifikowanym lekarzem, jednakże dokładnie wie jak działa organizm ludzki. Przez hormony po układ odpornościowy, ma wiedzę o tym gdzie splatają się nerwy, jaką rozłożone są naczynia krwionośne pod skórą, jak układają się kości. Wie w jakie miejsce można uderzyć by krwawienie wewnętrzne z wolna kogoś zabiło, albo w jaki punkt należy wbić ostrze by ofiara zginęła w kałuży własnej krwi. Wie też taką prostą rzecz, jak to, że krwawiąca śledziona nie boli, ale zna też algorytm, który potrafi rozpoznać tą przypadłość. Nie skupia się wyłącznie tylko na "bolesnych" miejscach. Potrafi ucisnąć krwawiącą ranę, a także nastawić nadgarstek, nie mówiąc o tym, że zdarzało się jej uspokajać hipochondryków, którzy spuchnięty palec wzięli nie za stłuczenie a za początek gangreny.

- Aktorstwo - Ma do niego wrodzony talent. Z natury cechuje ją niezwykłe opanowanie oraz zdolność przystosowania się do różnych sytuacji. Nie traci twarzy i potrafi ciągnąć maskaradę nierozproszona, choćby za drzwiami wybuchł granat odłamkowy. Ta sztuka wymaga trzech rzeczy - słów, mimiki i mowy ciała. Wypowiedź zainteresowanej kobiety będzie pochlebcza, skupi wzrok na rozmówcy, nachyli się ku niemu wyraźnie zasłuchana. Zdegustowana odwróci się, piękne usta wykrzywi grymas, skarci go za niewybredny żart. Jeśli jeden z trzech elementów jest nieobecny, wzbudzić to może podejrzliwość. Zdolność grania nie opiera się tylko na kłamstwie i oszustwie, ale zawiera trochę manipulacji - trzeba skupić uwagę na tym, na czym rozmówca ma skupić uwagę. Trzeba też go utwierdzać, że mówi się szczerze dodają jakiś fakt - bowiem najlepsze kłamstwo to te z domieszką prawdy. To subtelna gra cieni, wyrafinowana niczym zmysłowy taniec.

Słabości
- Postura - To co jest zaletą może być i wadą. Sylvia jest szczupła i brak jej siły fizycznej - ciosy przez nią zadane nie wyrządzają wiele szkód, wprawiony żołnierz czy zbir nie poczuje nawet jej kopniaków. Brak mięśni może zaboleć przy zwiększonej aktywności fizycznej. Na pewno nie powali nikogo w walce wręcz, nie spróbuje się w siłowaniu na ręce. Unika bezpośredniego starcia jak może, bo wie, że nie nadaje się do tego za grosz... Choć jest zwinna i daje radę się obronić, to nie została szkolona do walk. Niby kobiecie nie uchodzi się bić, ale też innym nie uchodzi na nie napadać.

- Robaki - Nie cierpi ich. Żuki, gąsienice, pająki, krocionogi... Na ich widok blednie, dostaje dreszczy, wzbiera w niej odraza i z obrzydzeniem odsuwa się jak najdalej. Niech tylko ktoś spróbuje jej wytknąć, że skorpiony to też rodzaj pajęczaków, a tym samym, robaków. Nie to, że ich się boi, po prostu są to dla niej odrażające, małe, obślizgłe stworzonka o licznych szybko poruszających się odnóżach... Czasem się nie kontroluje i widząc pająka na ścianie, zabija go żądłem... Przez to w niektórych miejscach jej domu widać ślady po uderzeniu czegoś ostrego - znak, że tutaj padło jakieś robactwo, które następnie zostało zmiecione szufelką i spuszczone w toalecie.

- Dzieci - Uwielbia je. Małe i duże, ma do nich słabość i choć sławę ma podejrzaną, to nigdy nie skrzywdziłaby dziecka. Nigdy nie szantażuje swoich ofiar zabójstwem malucha, nigdy też nie zabija kogoś, kto ma małego syna bądź córkę - tylko to uratowało kilka podejrzanych osób. Lubi ich uśmiechy i niewinność, ciekawe pytania oraz prostotę z jaką żyją. Tym bardziej, że po tym jak stała się chimerą, lekarz oświadczył jej, że jest bezpłodna, także nigdy nie doczeka się swoich. Ich krzywda wyprowadza ją z równowagi, do tego stopnia, że słysząc o Szczurołapie, poprzysięgła sobie, że spotykając drania przebije mu gardło żądłem.

- Głęboka woda - Kąpiel w wannie to igraszka w porównaniu do wielkich jezior i oceanów. Sylvia bardzo nie lubi ogromu morza, a najbardziej napawa ją lękiem jego głębokość i bezmiar. Co prawdy nie była nigdy na takiej plaży, ale wyobraźnie pobudzają już jeziora i rzeki. Woda zimna, głęboka, wartka, pełna obślizgłego mułu i nie wiadomo czego w swoich odmętach. Nogi kobieta zanurzy w wodzie tylko do kolan, dalej bierze górę strach. Rzucona na głębię może spanikować i zdzielić ogonem. Nie potrafi pływać, co dodatkowo podsyca lęk, dlatego trzyma się suchych, bezpiecznych brzegów.

Sylvia Whitewood Nl861_content_right_ozdobnik

Ekwipunek
W kieszeniach albo w czarnej, damskiej torebce.

  • Biała chusteczka z haftowanymi rogami
  • Trzy jednorazowe strzykawki i pięć ampułek z surowicą na jej jad
  • Lusterko podręczne i karminowa szminka
  • Granatowa portmonetka z pieniędzmi i dokumentami (fałszywymi i prawdziwymi) oraz pozwoleniem na broń
  • Klucze do mieszkania
  • Mały rewolwer i sześć dodatkowych naboi
  • Notatnik i pióro wieczne z małą butelką zielonego atramentu
  • Okulary w zielonym etui w kwiaty
  • Podręczna apteczka
  • Szara parasolka


Pozostałe informacje

  • Pachnie goździkami i werbeną, używa tylko tych perfum. W jej mieszkaniu czuć z reguły tylko to, bo tą wonią maskuje wyniki eksperymentów chemicznych.
  • Nie cierpi gdy ludzie myślą, że jest tylko ozdobą salonową, kokietką, której jedynym celem jest bycie adorowaną przez mężczyzn. Osoby które tak sądzą, z reguły źle kończą.
  • W wolnych chwilach szyje, najczęściej ubrania i poduszki, raz do roku produkuje wór kolorowych pluszaków i wysyła w Święta do szpitali - takie jej małe postanowienie. Do tego czyta, najchętniej książki naukowe albo filozofów.
  • Zna się na prowadzeniu domu i utrzymuje w nim porządek, ponieważ pracy się nie boi i gdy trzeba wyszorować podłogi, to zdejmie szpilki i weźmie ścierkę. Za to ma średni talent do gotowania, zdarzyło się jej przypalać różne rzeczy, włącznie z rękawicą kuchenną.
  • Jest antytalentem jeśli chodzi o granie na jakimkolwiek instrumencie, rysowanie i śpiewanie. Nie nadaje się zwyczajnie do takich rzeczy.
  • Mechanika, technika i działanie urządzeń to dla niej czarna magia.
  • Świetnie tańczy.
  • Całkiem nieźle strzela z rewolweru - używa go oczywiście tylko w ostateczności, bo czasem nie ma jak użyć ogona.
  • Śpi średnio sześć godzin na dobę, zdarza się jej cierpieć na bezsenność.
  • Nie ma problemów ze wzrokiem, jednak do czytania nosi okulary.
  • Nie cierpi tytoniu, dlatego nie przepada za palaczami. Nie stroni jednak od dobrego trunku, najchętniej whisky albo czerwonego wina.
  • Po około dziesięciu latach jej ojciec nadal ma status zaginionego w Xing oraz Amestris. Ciągle wierzy, że się znajdzie.
  • Omnimegagigantocofaczotron.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Sylvia Whitewood Empty
PisanieTemat: Re: Sylvia Whitewood   Sylvia Whitewood Icon_minitimeSob Sie 06, 2016 11:54 pm

Uwu~ uwu~ ładnie przemyślana postać. Momentami ci pouciekały przecinki i malutkie chochliki - jakby co przejrzyj tekst. Jest długi, także mogło się przytrafić. W każdym razie, w postach staraj się tego pilnować. I nie kozacz za bardzo! Poza tym to kolor idzie. I ranga też!
Powrót do góry Go down
 
Sylvia Whitewood
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Magnum Opus - Fullmetal alchemist pbf :: Kartoteka :: Zaakceptowane-
Skocz do: