Magnum Opus - Fullmetal alchemist pbf
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


.
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Stacja

Go down 
3 posters
AutorWiadomość
Admin
Admin
Admin


Liczba postów : 137
Join date : 01/07/2016

Stacja Empty
PisanieTemat: Stacja   Stacja Icon_minitimeSob Lip 23, 2016 3:34 am

Niewielka, zbudowana z czerwonej cegły stacja kolejowa, obejmująca niewielki budynek w którym do użytku zostały oddane niewielkie pomieszczenia. Jest to jedno z najczęściej odwiedzanych miejsc, w którym codziennie pojawia się wielu podróżników, przyciąganych tworzonymi tutaj automailami.
Powrót do góry Go down
https://magnumopus.forumpl.net
Vincent Keith Lloyd
WRONA

Vincent Keith Lloyd


Liczba postów : 14
Join date : 30/08/2016

Stacja Empty
PisanieTemat: Re: Stacja   Stacja Icon_minitimeSob Paź 15, 2016 2:59 am

Keith z ulgą patrzył na odjeżdżający pociąg. Na prośbę mistrza musiał odprowadzić na stację jednego z klientów, który choć z Centrali, z pociągami był na wojennej ścieżce i sam niespecjalnie umiał ich używać. By zapewnić mu bezpieczny powrót, upewnić się, że kupi bilet do domu a nie do Aerugo, poprowadzić dorosłą kobietę niemal za rączkę. Ech, dlatego właśnie baby go denerwowały. Jak można było uważać te zagubione pierdoły za urocze? Większość dnia miał ochotę zamknąć jej paszczę czymkolwiek, najlepiej założyć jakiś knebel. Sam zgrzytał zębami, ilekroć nabierała powietrza, by coś powiedzieć. Zresztą wystarczył sam jej wygląd, lekko uchylone wargi i szeroko otwarte oczy w wiecznym zdumieniu, by go zdenerwować. Gdyby nie resztki dobrego wychowania, pewnie zwyczajnie by jej przyfasolił. No i gdyby nie wywołało to wielkiej sceny dookoła. I tak musiał powstrzymywać się przed tym całą siłą woli. Ale cóż, pojechała i na szczęście nie powinna wrócić przez następne kilka miesięcy, chyba że przez swoją głupotę znów uszkodzi automail. Co było niestety prawdopodobne.
Ale cóż, wypadałoby się zbierać, skoro już odwalił swoją robotę. Zaczął przepychać się między ludźmi, manewrując i znajdując wąskie przejścia, które dla osób nieco większych nie istniały. I wszystko było dobrze, aż jakiś baran na niego nie wpadł, nieomal go przewracając. Spojrzał ze złością na obcego, rzecz jasna zadzierając głowę w górę, bo wzrostem gość mógł się pochwalić. Tak jak czerwoną czupryną i mało przyjemną facjatą. Prawdopodobnie Vince powinien ulotnić się jak najszybciej i zniknąć, nim ten go zauważy. Ale już od dłuższego czasu go nosiło, nie wiedział nawet czemu, ale miał dość kotłowanie tego wszystkiego w sobie. Ze złością pchnął mężczyznę, nawet jeśli ze swoją ujemną siłą przypominało to bardziej odsuwanie jego ręki na bok.
- I jak chodzisz, patałachu? - warknął głosem wołającym "chcesz się bić?!". - Już nawet nie można łaskawie patrzeć pod nogi?
Powrót do góry Go down
Artemij Smiertin
PŁATNY ZABÓJCA

Artemij Smiertin


Liczba postów : 18
Join date : 08/10/2016
Motto : "So when you look in his eyes, whatcha see now, murder the monster you've made, and watch him bleed out"

Stacja Empty
PisanieTemat: Re: Stacja   Stacja Icon_minitimePią Paź 21, 2016 9:36 pm

...ale chwila, że on do niego per "patałachu"? ON?! Ten mały, bezczelny szczyl? To wyrwało Artemija z zamyślenia, w jakim snuł się po stacji tu i tam, czekając na kolejny pociąg, którym miał przyjechać jego cel. I że niby ten dzieciak chce go odsunąć? Przez bladą twarz szkarłatnowłosego najemnika przemknął lekki grymas. Trudno było stwierdzić, czy jest to zniechęcenie do ludzi, pogarda, zaskoczenie, czy raczej zwyczajny niesmak. Wyjął powoli ręce z kieszeni, obejrzał się, czy aby nikt na nich nie patrzy, po czym chwycił dzieciaka za koszulkę. Na bladych wargach zaigrał drwiący, okrutny uśmiech. Zabawa właśnie się zaczęła. Smarkacz nie ma nawet pojęcia, jakie demony obudził w człowieku, którego obraził tym eleganckim określeniem...Zza zaciśniętych zębów wydobył się ochrypły, krótki śmiech. I niewątpliwie nie brzmiał on jak siedem chórów anielskich obiecujących niewinnym dzieciaczkom cukierki.
-Coś mówiłeś, szczeniaku?-spytał lodowato. -Bo ja chyba usłyszałem, że ktoś mnie nazwał patałachem...A co więcej, ten ktoś, jak widzę, nie potrafi chodzić.
To rzekłszy, puścił chłopca i zaczął się niecierpliwie rozglądać. Coś zdecydowanie było nie tak. Pociągi przyjeżdżające do Rush Valley nigdy nie miały aż takiego opóźnienia. Gdyby doszło do jakiegoś wypadku, czegokolwiek, zapewne informacje o czymś takim dotarłyby do miasta. Raczej niemożliwe było, by jego cel zrezygnował z podróży do South Area, którą tyle czasu planował...Poza tym nie będzie mógł go zabić na stacji, zbyt duże ryzyko. Chyba, że tamten wejdzie do toalety, on pójdzie za nim, postara się go usunąć i ucieknie...Nie, odrzucił szybko ten scenariusz. Był zbyt ryzykowny. Przeklinał się, że w ogóle zareagował na dzieciaka. Po co to zrobił? Teraz ten smarkacz może być źródłem problemów i w razie potrzeby niepotrzebnym świadkiem zbrodni! No tak, ale przecież istnieje możliwość uciszania niewygodnych problemów...Wyciągnął niespiesznie papierosy z torby, po czym wyszperał także zapalniczkę.
Klik!
Charakterystyczny odgłos, gorzki posmak w ustach, upojna woń...Wszystko wróciło do normy. Umysł Artemija ustabilizował się. Mroczne wizje krzywd, jakie mógł wyrządzić najpierw swojemu celowi, a potem dzieciakowi (a wśród tych wizji znajdowały się wyrafinowane tortury, mordowanie bez litości, nasycanie się krzykiem ofiar!), ustąpiły rzeczywistości. Odwrócił się lekko od dzieciaka, zmarszczył brwi. Wypuścił z ust kolejną już w swoim życiu dawkę zatrutego powietrza.
-I jakbyś chciał wiedzieć, to ja zwykle patrzę pod nogi. - mruknął oschle. -Ale pewien stojący przede mną gówniarz jeszcze tego nie umie. Mamusię zgubiłeś czy jaki giez, że tak na ludzi wpadasz? Nie martw się, biuro rzeczy znalezionych jest...gdzieś tam.
To mówiąc, machnął ręką w bliżej nieokreślonym kierunku. Miał nadzieję, że po tej "wymianie uprzejmości" fioletowowłosa ofiara losu odpuści i pójdzie w swoją stronę, co pozwoli mu skupić się na rozeznaniu terenu.
Powrót do góry Go down
Vincent Keith Lloyd
WRONA

Vincent Keith Lloyd


Liczba postów : 14
Join date : 30/08/2016

Stacja Empty
PisanieTemat: Re: Stacja   Stacja Icon_minitimeNie Paź 23, 2016 6:55 pm

Dłoń trzymająca Keitha za fraki nie była najmilszą rzeczą, jakiej zdarzyło mu się doświadczyć. A złowrogi śmiech najprzyjemniejszym dźwiękiem, jaki słyszał. Chyba powinien się bać. Ze swoimi skłonnościami, by trzymać się z dala od czegokolwiek, co śmierdziało kłopotami, już dawno powinien wyparować, zniknąć w tłumie. Więc co się w nim działo, że bucowate zachowanie obcego wywoływało w nim jedynie falę tępego gniewu? To nie było do niego podobne. Znaczy jasne, denerwował się, ale raczej w środku, krzycząc później do pustego pokoju bądź wyzywając imbecyli, opowiadając o nich mistrzowi.
- Nie jestem niezgrabny jak inne dekle - warknął. - I nie potykam się o kogoś tylko dlatego, że jest nieco niższy. I jak mnie nazwałeś, frajerze, hę? - Chwycił jego ręce za nadgarstki, starając się je od siebie odsunąć z siłą godną dziesięciolatka. Twarz wykrzywił przy tym w nieprzyjemnym wyrazie i brakowało jedynie unieść wargi, ukazując zęby, by upodobnić się do wściekłego zwierzęcia.
Gdy ten go puścił, cofnął się pół kroku i pochylił nieco, napinając wszystkie skromne mięśnie, jakby szykował się do zrywu - czy to skoku, czy ucieczki. Jeszcze nie wiedział. Rozsądek podpowiadał mu, by wiać, póki może, ale instynkt, coś w jego głowie na to nie pozwalało. Jakby chciał rzucić się temu facetowi do gardła. Obserwował, jak ten odpala fajkę, zaciąga się dymem, po czym go wypuszcza. Do jego nozdrzy dobiegł zapach tytoniu, który jednak nie zadziałał na niego jak na pszczoły i nijak go nie uspokoił. Wręcz przeciwnie. Jeśli było to w ogóle możliwe, miał wrażenie, że przez to stał się jeszcze bardziej rozdrażniony. Myśl o ucieczce całkowicie uciekła mu z głowy. Musiał się wyżyć, przyłożyć temu zarozumiałemu gburowi. Zwłaszcza gdy ten wyciągnął temat jego matki na światło dzienne... On śmiał o niej wspominać. ON? Vincent aż się trząsł z niemej wściekłości.
- To idź tam i znajdź swój mózg, debilu - warknął głosem, który aż ociekał nienawiścią. - A moją matkę zostaw w spokoju, bo ci nogi powyrywam. Może potem wstawię ładne metalowe, może nie, kto wie.
Powrót do góry Go down
Artemij Smiertin
PŁATNY ZABÓJCA

Artemij Smiertin


Liczba postów : 18
Join date : 08/10/2016
Motto : "So when you look in his eyes, whatcha see now, murder the monster you've made, and watch him bleed out"

Stacja Empty
PisanieTemat: Re: Stacja   Stacja Icon_minitimeNie Paź 23, 2016 9:14 pm

Artemij słuchał tego wszystkiego na poły z rozbawieniem, na poły ze znudzeniem. Naprawdę, przestawało mu się to podobać, a nawet mogło na niego sprowadzić niepotrzebną uwagę. Wziął głęboki wdech, po czym spojrzał na dzieciaka i obrzucił go wzrokiem. I że niby co? Taki mikrus ma niby mu zagrozić? A do tego jaki język, jakie wulgaryzmy, no - cóż za niewychowane młode pokolenie!
Po raz kolejny na jego wargach zagościł uśmiech, który powinien był spłoszyć normalnych ludzi. Najpierw odciągnął chłopca bardziej na stronę, z dala od kas, ludzi, chaosu; znajdowali się teraz w pustym przejściu prowadzącym na perony. Kiedy już tam się znaleźli, Smiertin uniósł prawą dłoń ostrzegawczo w górę, rozejrzał się szybko, czy nikt ich nie widzi, po czym...Zrobił to, co powinien był uczynić - a przynajmniej tak uważał. Po prostu uderzył chłopca z całej siły, na jaką było go stać, centralnie w twarz. Początkowo chciał celować w nos, ale ręka mu się tak jakoś obsunęła i ostatecznie walnął dzieciaka prosto w usta. Po krótkiej chwili namysłu poprawił jeszcze uderzeniem w policzek. Jeśli będzie miał szczęście, zostawi mu tylko ślad na twarzy. Miał, naprawdę miał ochotę przyłożyć mu palącego się papierosa do tego smarkatego oblicza (by nie wyrażać się wredniej na temat tej szczególnej partii ciała), ale nie będzie zwracać uwagi jego wrzaskami. Poza tym, im więcej problemów i niepotrzebnych utarczek, tym szybciej straci z oczu swój cel...
O ile ten cel nie zdążył już uciec.
-Nic ci nie robię, sam się przyczepiłeś, astawi mienia, mudak! - warknął przez zęby. Wziął głęboki wdech, po czym starannie otrzepał ręce. Miał nadzieję, że zdąży jeszcze schwytać kobietę i tak ją urządzić, żeby zapamiętała, że nie należy wchodzić w cudze interesy...No i wytłumaczyć dzieciakowi, gdzie jego miejsce. Co za stierwożnyj charaktier! Gdzie się taki uchował? Mamusia kultury nie nauczyła? Nie powiedzieli mu, że do obcych tak nie należy się odzywać?! Aż dygotał z chęci do walki, do wyjaśnienia chłopcu wszystkiego prawem silniejszego, ale resztki rozsądku hamowały porywczego Artemija i wyświetlały mu z tyłu głowy napis "alert".
-Ty się lepiej hamuj w języczku, dziecko, żeby potem ciebie z lupą nie szukali na ścianach, jak z tobą skończę...Bywali już tacy, którzy chcieli ze mną zadrzeć i mokra plama po nich nie została-zamruczał. Ale był to pomruk godny rozsrożonego lwa. Naprawdę, tęsknił w tej chwili za starą, dobrą Drachmą, gdzie młodzież już od smoczka i kołyski uczona była szacunku do starszych, a ci starsi potrafili go wyegzekwować inaczej niż za pomocą pięści. Ten świat, inny, obcy świat, pełen żądzy walki i przemocy, nie podobał mu się...ale skoro już opuścił ojczyznę i nie mogła nic mu dać, musiał spróbować się tu utrzymać. Za każdą cenę. Żeby nie być słabeuszem, tchórzem, nie dać się usunąć jak ojciec...

^nie wiem, czy dobrze napisałem, ale na myśli miałem: zostaw mnie, durniu, potem: szmaciarski charakter

Astawi. Ale nie wiem, czy mienia czy mnie. Tryb rozkazujący zwykle kończy się na i. Gawari, skaży (w pisowni jest "i", ale po ż staje się y). Ale jesteś na dobrym tropie :>


Ostatnio zmieniony przez Artemij Smiertin dnia Nie Paź 30, 2016 1:05 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Vincent Keith Lloyd
WRONA

Vincent Keith Lloyd


Liczba postów : 14
Join date : 30/08/2016

Stacja Empty
PisanieTemat: Re: Stacja   Stacja Icon_minitimeSob Paź 29, 2016 11:28 pm

Keith powinien był pojąć, że coś jest mocno nie w porządku, gdy gość nie reagował na jego komentarze. Z pewnością nie należał do tych, co brali takie rzeczy do siebie i dali się stłamsić. Już prędzej podejrzewałby go o falę bluzgów w jego stronę. Ale ona nie nastąpiła. To była cisza przed burzą. O czym przekonał się dość rychło, gdy ten go gdzieś pociągnąć, niemalże przewracając. Chłopiec musiał nieźle się wysilić, by jakoś przebierać nogami i jako tako się na nich podpierać. Nie miał nawet czasu spojrzeć, gdzie idą ani czy ktokolwiek reaguje. Ba, nie miał chwili, by zorientować się, że powinien zacząć się bać. Albo choćby zdenerwować. Był nieco oszołomiony i nie bardzo kontaktował, co takiego się dzieje.
Obudził go dopiero mocny cios, na który zareagował stłumionym pięścią krzykiem. Czuł, jakby jego wargi były doszczętnie miażdżone, jakby nie zostało z nich już nic poza krwawej papki schowanej za skórą, mogącą w każdej chwili pęknąć i uwolnić to, co pod nią. Zęby również ucierpiały i Vince miał nadzieję, że się nie poluzowały, przynajmniej nie na stałe. Lubił swoje zęby i szkoda by mu było je tracić. Ponowny cios, tym razem w policzek, wymierzony był z taką siłą, że młodzieniec zatoczył się na ścianę, czując w ustach metaliczny posmak krwi.
Słowa "nic ci nie robię" zabrzmiały w jego uszach jak dzwon. Były tak gorzkie, tak oczywistym kłamstwem, że Keith miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Czy to było jakieś chore poczucie humoru tego psychola? Czy naprawdę chciał się usprawiedliwić? ON, usprawiedliwić?! Nawet nie zastanawiał się nad sensem dalszej wypowiedzi, zwłaszcza że nie wszystko zrozumiał - albo tak bardzo zagłuszał to szum w uszach. Słyszał płynącą w żyłach krew, jakby to strumień nagle pojawił się na stacji. Groźby dochodziły do niego z opóźnieniem i przytłumione, ale obijały się wewnątrz jego głowy. Wywoływały w nim furię.. okrutny gniew, jak osa bzycząca gdzieś, której jednak nie da się namierzyć i zniszczyć.
- Ooo? - spytał, patrząc na niego wilkiem... co pewnie miałoby lepszy efekt, gdyby nadal nie opierał się o ścianę z siniejącą twarzą i czołem zroszonym potem. - Czujesz się taki silny, grożąc dziecku? Zadrzeć? Mam w głębokiej dupie, co robisz, przynajmniej póki nie bijesz każdego, kogo potrącisz, gnoju! Jeszcze się zdziwisz, zobaczysz. Myślisz, że widziałeś wszystko, hę?
Nie powinien tego mówić. Nie był nawet pewien, czy zdołałby w tej chwili uwolnić skrzydła i przelecieć kawałek... ale nawet jeśli, to co? Nie może nigdzie zwiać. Wszędzie dalej byli ludzie. Mógł w dowolnym momencie na kogoś trafić. Może więc lepszy byłby atak z zaskoczenia? Na pewno był bardziej kuszący. Ooo, jakby chciał zetrzeć mu z twarzy ten paskudnie zadowolony z siebie wyraz...
Powrót do góry Go down
Artemij Smiertin
PŁATNY ZABÓJCA

Artemij Smiertin


Liczba postów : 18
Join date : 08/10/2016
Motto : "So when you look in his eyes, whatcha see now, murder the monster you've made, and watch him bleed out"

Stacja Empty
PisanieTemat: Re: Stacja   Stacja Icon_minitimeNie Paź 30, 2016 3:28 pm

Grożenie dziecku było w miarę fajne. Cóż, Artemij lubił zastraszać ludzi i wpajać im, gdzie należy się wpychać, za pomocą noży i innych środków subtelnej perswazji, ale czas go gonił. I nie tylko czas.
Spojrzał na chłopca tak, jakby patrzył na nastolatka z okresem buntu, który podskakuje dorosłemu, bo dostał szlaban - to znaczy wyrozumiale. Chociaż nie, pod warstewką wyrozumiałości krył się zimny jak największy wygwizdów Drachmy lód, pełen zdecydowanego okrucieństwa oraz chęci znęcania się nad nim tak długo, aż zacznie go błagać o w miarę szybką i delikatną śmierć...
Potrząsnął głową, odpędzając nierozsądne myśli. Wziął głęboki wdech w płuca, starając się - bardzo się starając - nie wybuchnąć. Gdyby tylko miał czas i możliwości, zapewne połamałby mu te chuderlawe rączki i wszystkie paliczki w dłoniach, rozkoszując się trzaskiem łamanych kości i głuchym wrzaskiem chłopaka, pełnym przerażenia, krwią rozpryskującą się malowniczo na pokrytych graffiti i brudnych ścianach, spływającą po granitowych płytach...
Wizja naprawdę go kusiła, jednak nie było na to czasu. Ponownie chwycił chłopca za bluzkę, po czym spojrzał mu głęboko w oczy. Tym razem jego spojrzenie zapowiadało rzeź niewiniątek, nadejście hord Attyli i innego wszelkiego zła na tej ziemi - a nie łudźmy się, Artemij do białoskrzydłych aniołków z chmurek się nie zaliczał. Przyciągnął go do siebie, po czym wydobył szybkim ruchem z kieszeni nóż. Przycisnął delikatnie ostrze do szyi dziecka.
-Jeszcze jedno słowo, a pożegnasz się z tętnicą szyjną, gnojku-zakomunikował mu tak pogodnym tonem, jakby informował "kupiłem sobie właśnie nowe firanki do domu, po przecenie były". -I widziałem wiele, ale na pewno nie było to "wszystko". A poza tym, to nie ja cię potrąciłem, więc spadaj na drzewo banany prostować, pókim dobry. Bo jak nie...
Tu przybrał najstraszniejszą ze swoich min i puścił chłopaka; nie oznaczało to jednak, że dał mu spokój. Co to, to nie! Zaśmiał się jak ktoś, kto na pewno nie jest przy zdrowych zmysłach, po czym zaczął bawić się nożem. Wyglądało to tak, jakby zastanawiał się, gdzie ma go wbić - w szyję? W rękę? Może w nogę? Oj, nie...to byłoby zdecydowanie za łatwe i nie zapewniłoby wystarczającej zabawy. Podszedł do dzieciaka blisko, najbliżej jak się dało, a chwilę potem już pochylał się nad nim i szeptał mu do uszka z najbardziej sadystycznym i zwyrodniałym z uśmiechów, na jakie było go stać:
-To sprawię ci aż za dużo niemiłych wrażeń, kruszynko. Jesteś o wiele za słaby, by mi zaimponować. A teraz...myk na drzewo!
To rzekłszy, odszedł od niego kilka kroków i skierował się w stronę jednego z peronów. Miał nadzieję, że w ten sposób zdąży jeszcze urządzić swoją ofiarę i wrócić do domu. Adrenalina buzowała w nim niczym ogień w kominku, on sam dygotał lekko, a wyrobione, silne palce aż trzęsły się z chęci, by wykorzystać je do duszenia kogoś...Względnie do unieruchomienia jakiejś ofiary przed krwawą mordownią.
Artemij Smiertin zawsze był człowiekiem wykraczającym poza normę.
Powrót do góry Go down
Vincent Keith Lloyd
WRONA

Vincent Keith Lloyd


Liczba postów : 14
Join date : 30/08/2016

Stacja Empty
PisanieTemat: Re: Stacja   Stacja Icon_minitimeCzw Lis 03, 2016 10:41 pm

Vince z nienawiścią patrzył na tego wyniosłego, zadufanego w sobie dupka, który widać lubował się w przemocy wobec młodszych i słabszych. Oj jak go nienawidził To samo zresztą potwierdzała pulsująca bólem twarz. Nienawidził tego człowieka, który widocznie czuł się zupełnie bezkarny.
...i najprawdopodobniej taki był. Keith zbyt się obawiał władzy, policjantów czy wojskowych, by się zgłosić do nich w kwestii pobicia. Wolał już uciec do swoich czterech kątów, wylizać rany i przełknąć zranioną dumę. Ale wtedy ten człowiek nie dostanie tego, na co zasłużył!
Te myśli jednak zaraz uciekły mu z głowy, gdy poczuł na szyi chłód metalu. Zerknął w dół, prosto na ostrze przyciśnięte do jego szyi. Nagle bał się nawet przełknąć ślinę. Widocznie trafił na kogoś, kogo rzeczywiście nie warto było denerwować. Ale czemu doszedł do tego dopiero teraz?! Teraz, gdy prawdopodobnie było już za późno. Oddychał płytko i czuł, jak - rychło w czas! - cały gniew zostaje zaślepiony przez ogarniające go przerażenie. Bał się o swoje życie, które aktualnie wisiało na włosku. Gdyby wierzył w jakieś bóstwo, pewnie zacząłby właśnie składać modły. Ale zamiast tego przed oczami stanął mu obraz matki... i nie wiedział, czy to przez to, czy przez obecną sytuację jego gardło było koszmarnie ściśnięte. Nie odpowiadał nijak na słowa obcego, raz, że głos uwiązł mu w gardle, dwa, że nie był pewien swojego tonu, trzy, że jednak jakąś małą nadzieję na ocalenie życia miał. Jedynie patrzył przerażonym wzrokiem w jego bezlitosne oczy, starając się nie mrugać, ba, mając wrażenie, że jak tylko na ułamek sekundy straci widok na świat, już go nie odzyska.
A jednak cud się stał. Vince nabrał powietrza w płuca, tyle ile mógł, nie przejmując się nawet tym, że było nieprzyjemnie gorące. W tej chwili cenił je najbardziej na świecie. Spod na wpół opuszczonych powiek patrzył na plecy oddalającego się mężczyzny, regulując oddech i starając się uspokoić.
...a wraz ze spokojem wrócił i gniew. On miał go tak zostawić? PO TYM WSZYSTKIM? Niewiele myśląc, chłopiec zerwał się lekko na równe nogi, choć lekko to może słabe określenie, skoro zaraz się zatoczył, po czym po cichu zaczął podążać za facetem, starając się chować po cieniach i drobnych odnogach. Nie miał pojęcia, gdzie ten zmierzał, ale z pewnością nie do pociągu. Co on knuje, ten cholerny psychol?
Na odpowiedź nie czekał długo. Schowany za rogiem widział, jak czerwonowłosy osacza jakąś kobietę. Może i poszedłby jej pomóc... gdyby nie miał wystarczająco nieprzyjemności z oprychem jak na jeden dzień. Tyle że nawet nie zauważył, kiedy facet wyciągnął nóż i zwyczajnie z zimną krwią ją morduje.
Cofnął się machinalnie, ale los go chyba tego dnia nie kochał i pchnął jego nogę prosto na metalową rurę opartą o ścianę. A że Keith do najzgrabniejszych nie należy, narzędzie momentalnie zaplątało mu się między nogi i sprawiło, że wylądował czterema literami na posadzce, dzwoniąc żelastwem tak, że nieboszczyka by obudził.
O nie, o nie, o nie, byle nie, byle nie słyszał, byle nie przyszedł... Ale wiedział, że jego prośby są płonne.


Ostatnio zmieniony przez Vincent Keith Lloyd dnia Nie Lis 06, 2016 9:20 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Artemij Smiertin
PŁATNY ZABÓJCA

Artemij Smiertin


Liczba postów : 18
Join date : 08/10/2016
Motto : "So when you look in his eyes, whatcha see now, murder the monster you've made, and watch him bleed out"

Stacja Empty
PisanieTemat: Re: Stacja   Stacja Icon_minitimeSob Lis 05, 2016 9:09 am

Zabójstwo było, jak na niego, dość proste. Osaczyć ofiarę, przygwoździć ją do ściany, po czym wbić jej w gardło i w brzuch noże. Rozcinał jej skórę wolno, systematycznie, lubując się widokiem szkarłatnej, ciepłej posoki ściekającej na podłogę, przerażeniem odbijającym się w martwych tęczówkach ofiary...Tak, Artemij Smiertin uwielbiał zabijać i gdyby mógł, robiłby to stale. Wyuczony zawód, którego nauczył go Sokołow, sposób na przetrwanie w półświatku , stawał się powoli chorym hobby, czymś tak normalnym jak podlewanie kwiatków w ogrodzie albo karmienie kota. Szybko wytarł ostrza w chusteczkę higieniczną znalezioną w kieszeni kurtki kobiety, schował je do kieszeni, po czym wyciągnął zapalniczkę i przyłożył ją do zbędnego dowodu. Ciche kliknięcie, blady płomień ogarniający materiał...
Artemij wiedział, jak się przygotować. Sprawdził, czy nie ubrudził za bardzo ciuchów - nawet jeśli, to zawsze można się przebrać w jakiejś kryjówce, albo zabić kogoś o podobnym wzroście i przebrać się w jego ubrania...Rozejrzał się niespokojnie...i właśnie wtedy usłyszał brzęk żelastwa.
Kto mnie śledzi?
Wbrew instynktowi nakazującemu ucieczkę, wbrew alarmowi dzwoniącemu mu pod czaszką, zasadom, które mu wpojono, rzucił się w stronę, z której dochodził dźwięk. Nie było znów zbyt trudno znaleźć jego wysoce durne źródło, gdyż stało w miejscu jak słup i nie zdążyło uciec - a był nim nie kto inny, jak fioletowy gówniarz! Na ten widok strach pomieszany z furią wypełnił serce szkarłatnowłosego mordercy. Nie chciał dać się złapać psom z policji ani wojskowym bakłanom, jeśli do tego dojdzie, to straci możliwość utrzymania się na jakiś czas....a kto wie, czy zleceniodawca, przekonawszy się, że jego podwładny z Drachmy wpadł, nie zleci swoim chłopcom posprzątać tego całego burdelu? Szarpnął gwałtownie chłopaka, uderzył go w brzuch z całą siłą, na jaką było go w tej chwili stać, w jego dłoni błysnął nawet nóż - inny niż ten, którym zamordował swoją ofiarę; pohamował się jednak. Im więcej niepotrzebnych trupów, tym więcej śladów, tym większe szanse, że go dorwą. Czy dzieciak już zdążył kogoś wezwać? Chyba nie, nie miał tyle czasu.
-Nic nie widziałeś, rozumiesz?-wycedził, nachylając się do jego ucha. -W tej chwili wstaniesz i idziesz ze mną, natychmiast. Jeśli spróbujesz uciekać albo chwalić się tym, co widziałeś glinom albo wojsku, będziesz o głowę niższy i mniej rozmowny.
Nie miał zamiaru realizować tej groźby, przynajmniej na razie. Ale...Ale jeśli zmusi go konieczność, zrobi to, i nie będzie się przejmować niczym. Odsunął się trochę, pozwalając mu wstać, a w jego głowie już krystalizował się plan. Skorzystają z pociągu do South, stamtąd jakoś przedrą się dalej albo porzuci dzieciaka, ewentualnie zmusi go do milczenia i pożyczywszy od niego pieniądze (bezzwrotnie oczywiście), opuści miasto. Najpierw jednak musi się upewnić, że dzieciak o włosach koloru fiołków nikomu niczego nie wypapla. W ten, czy w inny sposób, wszystko jedno...
Powrót do góry Go down
Vincent Keith Lloyd
WRONA

Vincent Keith Lloyd


Liczba postów : 14
Join date : 30/08/2016

Stacja Empty
PisanieTemat: Re: Stacja   Stacja Icon_minitimeWto Lis 08, 2016 11:41 pm

No i jak tu żyć, gdy wszystko wydaje się knuć przeciw tobie, wspomagając jakiegoś psychopatycznego mordercę, u którego już zdążyłeś sobie nagrabić? Brzmiało to absurdalnie, ale z chwilą, gdy taka myśl ukształtowała mu się w głowie, wiedział, że taka jest okrutna prawda. A wniosek był jeden - dużo perspektyw przed sobą nie miał. Nie zdołał nawet wymyślić, jak mógł się uratować, gdy poczuł, jak powietrze ucieka z i tak uciskanych płuc, a żołądek kurczy się nienaturalnie. Zaczął się krztusić, w gardle poczuł kwaśny posmak zawartości zgniecionego organu, jednak zdołał powstrzymać odruch wymiotny. Pewnie na całe szczęście, bo wątpił, by facet się ucieszył, gdyby na dodatek treść śniadania chłopaka wylądowała na jego ubraniu. A nie chciał bardziej wpieniać kogoś, kto dopiero co mordował kobietę, a teraz stał nad nim z nożem.
Keith się bał. Brzmi to jak dobry eufemizm, bo w rzeczywistości był sparaliżowany z przerażenia. Słyszał bicie swego serca, które chciało się wydostać z tej nad wyraz rozbudowanej klatki, którą stanowiły jego żebra. Całe szczęście, że się nie połamały od tego uderzenia... czasem ułomne ciało się jednak przydaje.
Ciało. Tak. Gdyby byli w jakiejś kreskówce, nad głową pojawiłaby mu się właśnie świecąca żarówka. Rudy chciał go wyeliminować, by nie mógł użyć haka, którego mimowolnie zyskał. Ale haki się unieruchamiały, gdy były dwa... więc musiał tylko dostarczyć mu podobnego, przy okazji proponując coś w zamian. Obaj mieli problemy z wojskiem... choć sama myśl, że miałby mieć coś wspólnego z tym barbarzyńcą sprawiała, że skręcało go w brzuchu. A może to od uderzenia? Tak czy inaczej to się nie liczyło. Musiał przeżyć.
- Cz-czekaj! - wycharczał zdławionym tonem. - M-mogę się przydać... Jak mnie zostawisz w spokoju... T-to ci coś pokażę! Tylko nie tu... tu każdy może wpaść i nakryć. Zobaczysz, że lepiej jest mieć mnie żywego! I wtedy n... nie wydam cie ani nic... ej, ja tylko chcę żyć jak normalny człowiek! - krzyknął z frustracją wywołaną nadmiarem emocji. Miał wrażenie, że zużył ich kilkumiesięczny zapas w to jedno popołudnie.
Powrót do góry Go down
Artemij Smiertin
PŁATNY ZABÓJCA

Artemij Smiertin


Liczba postów : 18
Join date : 08/10/2016
Motto : "So when you look in his eyes, whatcha see now, murder the monster you've made, and watch him bleed out"

Stacja Empty
PisanieTemat: Re: Stacja   Stacja Icon_minitimeCzw Lis 24, 2016 7:06 pm

"Jak normalny człowiek"...i to w dodatku "żyć". Tak, Artemij Dmitrijewicz Smiertin też chciał żyć jak normalny człowiek. Już wiele razy zastanawiał się nad tym, czy nie można byłoby rzucić tego fachu i uciec w góry, zmienić nazwiska, umieścić na pierwszej liście zmartwień nie innych psychopatów, ale nieopłacone rachunki, ale - jak widać - nie można było. Nie tylko dlatego, że wycofanie się z zawodu oznaczało krwawą wendettę, nie tylko dlatego, że obiecał przed laty staremu mentorowi, że go pomści...ale z powodu przyjemności, jaką odczuwał w tym wszystkim. Nawet jeśli "rzuciłby swój ród, rzucił nazwę", to jego chora osobowość wkrótce zaczęłaby domagać się krwi, rzezi i wszechobecnych trupów. Pokochał zabijanie tak, jak kocha się kobiety, wino czy karty, a ono - jak zgadywał, pokochało jego. Dlatego z przyjemnością przyglądał się przerażeniu na twarzy chłopca, słuchał łomotu jego serca walącego gwałtownie w żebra, niemal wyobrażał sobie jego wnętrzności kurczące się w odruchu wymiotnym, ba - napawał się swoim dziełem tak, jak artysta zachwyca się świeżo namalowanym obrazem czy rzeźbiarz nowym posągiem. Tak, ten strach...
Spojrzał na chłopca obojętnie. Ech? Że niby ma coś przydatnego? Pieniądze co najwyżej, o nic więcej go nie podejrzewał. Chyba że jakiś zwykły nóż ma przy sobie, wtedy można go będzie oszabrować...Nie ma czegoś takiego jak "zbyt dużo noży w kieszeni"!
-Jak masz jakieś pieniądze, to dawaj wszystkie.I ewentualne noże też - uśmiechnął się niewinnie, po czym przestąpił z nogi na nogę, udając nagłe zamyślenie...i puścił chłopaka. Nie miał jednak zamiaru odejść, dopóki nie zyska pieniędzy, które mogą mu się przydać na podróż. -I nie próbuj łgać, że ich nie masz, mołodiec.~~ No już, wyskakuj z kasy!
Ostatnie zdanie wyszeptał mu do ucha najbardziej złowrogim ze swoich tonów, na jakie potrafił się zdobyć w tej chwili. Po jakiejś minucie cofnął się trochę, założył ręce na piersiach. Uważnie obserwował, co zrobi malec. Jeśli spróbuje uciekać, już on mu to wytłumaczy po męsku, o tak...Ciekawe, w jaki sposób się z nim wtedy zabawi?
On mnie śledził. Widział, co zrobiłem. Widział, co zrobiłem... - tłukło mu się po głowie, jak mantra. Zacisnął zęby. Bursztynowe oczy wypełniły się gniewem, jednakże nie zaatakował. Stał w miarę spokojnie, nie chcąc przesadzać.
-Cokolwiek specjalnego masz...Pokażesz mi to później. Zostanę tutaj przez miesiąc-zakomunikował szorstko. -Przyjdziesz do mnie w którąś sobotę i spytasz o Reijiego Kurosawę. Wpuszczą cię do mnie, a wtedy...Pokażesz mi to coś. Jak ci w ogóle na imię?
Oczywistym było, że nie dopuszcza żadnych sprzeciwów co do jego ustaleń, a jeśli chłopiec takowe wyrazi, to on, Artemij Smiertin, uświadomi dzieciakowi, gdzie jest jego miejsce i z kim nie należy polemizować, jeśli nie chce się mieć wybitych jedynek. W czym jak w czym, ale w tym Drachmijczyk był lepszy od dentysty.
Powrót do góry Go down
Vincent Keith Lloyd
WRONA

Vincent Keith Lloyd


Liczba postów : 14
Join date : 30/08/2016

Stacja Empty
PisanieTemat: Re: Stacja   Stacja Icon_minitimeSro Lis 30, 2016 10:08 pm

Vince spojrzał z zaskoczeniem na gościa. Chciał jego pieniędzy? Był przekonany, że ten nie bacząc na nic, zaraz go zaszlachtuje, a ten okazywał się zwykłym rabusiem? Nie... pamiętał trupa kobiety. Ten psychol był niebezpieczny. Drżącymi palcami wyciągnął portfel i go otworzył.
- A-ale nie mam pieniędzy... sam zobacz - wyjąkał, pokazując mu na dowód pustą kieszonkę, w której przewalało się kilka pojedynczych monet, które nie zasługiwały na miano konkretnych pieniędzy. Pewnie nawet nie starczyłoby mu na chleb. Jak raz się cieszył ze swojego zapominalstwa i nie uzupełnienia portfela w oszczędności.
Czy przez to ten jednak go nie oszczędzi? Musiał uciec, musiał... był gotów zdradzić się ze wszystkim, zawierzyć swój los w ręce tego szajbusa, widząc w tym swoją jedyną drogę ratunku. Więc aż zamrugał ze zdumienia, gdy sam mężczyzna odłożył w czasie jego egzekucję.  Czy naprawdę miał tyle szczęścia? Los się do niego uśmiechnął? Patrzył, jakby nie dowierzał swoim uszom, szukał podstępu... bo to musiał być podstęp. Mrużył nieufnie oczy, starając się jednocześnie patrzeć uważnie na mężczyznę, ale i nie robić zbyt złego wzroku.. bo zginie. Choć gotująca się w nim głęboko złość raczej nie pomagała utrzymać spokojnej pozy.
Reiji Kurosawa. Powtórzył to imię w pamięci kilka razy, chcąc mieć pewność, że go nie zapomni. Od razu też pomyślał, że zdecydowanie nie brzmi... tutejszo. Był z zagranicy? Nie znał się zbyt na obcych lądach - jeśli już, to Aerugo, które było niedaleko i w którym trochę przebywał. Pokiwał głową, chcąc pokazać, że rozumie. Nie ufał swojemu głosowi, więc wystarczyło go na tyle, by cicho wymamrotać swoje dane.
- Vincent Lloyd - mruknął. - Gdzie mam się stawić?
Wysłuchawszy odpowiedzi mężczyzny, szybko skinął głową i przemknął mu pod ramieniem, nie pozwalając tamtemu się rozmyślić. Rzucił się biegiem przed siebie... choć po kilkuset metrach musiał przystanąć, dysząc ciężko. Gorąc, kondycja nie ta... nie, Keith nie nadawał się do biegania. Łapał okrutnie ciepłe powietrze, starając się pozbierać myśli. Te jednak krążyły mu luźno po głowie, nie był w stanie myśleć jasno. Gniew i strach wciąż się w nim kłębiły i blokowały jasność myślenia. Zaklął pod nosem i powlókł się w stronę domu, wyjątkowo starając się wybierać tłoczne ulice - nie miał zamiaru skonfrontować się już z kimkolwiek jeden na jednego.

|zt
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Stacja Empty
PisanieTemat: Re: Stacja   Stacja Icon_minitime

Powrót do góry Go down
 
Stacja
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Stacja
» Stacja
» Stacja
» Stacja
» Stacja

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Magnum Opus - Fullmetal alchemist pbf :: Rush Valley-
Skocz do: