Magnum Opus - Fullmetal alchemist pbf
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


.
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Ruiny

Go down 
AutorWiadomość
Gość
Gość




Ruiny Empty
PisanieTemat: Ruiny   Ruiny Icon_minitimeSob Lip 30, 2016 2:26 pm

Są to ruiny jakiejś niewielkiej formacji - prawdopodobnie dawniej było to jakieś targowisko. Aktualnie pochłonięte jest przez piach i nadgryzione przez czas, dlatego też ciężko jest w ogóle określić, czym to zbiorowisko zdemolowanych ścian i korytarzy było dawniej. Jedynym źródłem cienia tutaj są niskie ściany, zaś można się tu niekiedy natknąć na towary, które dawniej tu sprzedawano.
Powrót do góry Go down
Naohiro Iwaizumi
PRYWATNY BADACZ

Naohiro Iwaizumi


Liczba postów : 57
Join date : 04/07/2016

Ruiny Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny   Ruiny Icon_minitimeWto Sie 02, 2016 5:22 pm

Nie ma to jak być upartym człowiekiem, który sam wybiera się w podróż przez pustynię, nie dowiedziawszy się uprzednio nawet, ile dokładnie mu taka wędrówka zajmie i czy starczy mu wody, czy też uschnie gdzieś w połowie drogi. Ale cóż, postawa niczym małego dziecka "zrobię to sam, nie przeszkadzać!" dla zielonego naukowca była dosyć normalna. I nawet jeśli ktoś chciałby mu cokolwiek doradzić w sprawie jego wędrówki, nie posłuchałby, nie słuchałby i nie przypominał sobie takich słów nawet wtedy, gdyby był bliski wejścia do grobu. Albo stania się piachem - jak to wszystko, co go obecnie otaczało.
Ale Naohiro rad żadnych nie otrzymał oczywiście. I oczywiście nie miał o czym innym myśleć, jak zwalać winę na nie wiedzieć komu i co winnych ludzi, którzy nie raczyli go przecież poinformować, że wybrał sobie dość długą drogę. I że nie spotka tu nawet wielu karawan, do których w ostateczności mógłby się przyłączyć.
Nie, na pewno nie przez siebie samego właśnie ledwo się wlókł, nie mogąc już wytrzymać w palącym skwarze bijącym zarówno z nieba, jak i od rozgrzanego piasku pod stopami. Kaptur płaszcza niewiele już dawał, lecz doktorek okazał się na tyle rozważny (ostatecznie głupim człowiekiem przecież nie był, jedynie potwornie zapatrzonym w siebie), by nie zrzucać swojego nakrycia i nie narażać się tym samym na promienie słońca. Woda w bukłaku... cóż, skończyła mu się całkiem niedawno, mimo to nadal się nie poddawał, idąc przed siebie uparcie. Nie miał zamiaru umierać w takim miejscu, na pewno nie. I nie teraz, kiedy chciał poznać alchemię Amestris, którego nadal niestety nie potrafił dostrzec na horyzoncie.
Zatrzymał się na minutę, poprawiając torbę na ramieniu i zsuwające się z nosa okulary. Spojrzał przed siebie z zaciętym wyrazem twarzy. Kiedyś musi gdzieś dotrzeć. A brak wody - już mniejsza o to, poradzi sobie jakoś.
Właściwie mógłby spróbować posłużyć się danchemią w celu zdobycia czegoś pitnego... lecz ilekroć przychodziło mu to na myśl, odrzucał ten pomysł gwałtownie. Póki nadal czuł ból w lewej dłoni - zwłaszcza teraz, w takim gorącu - póki pamiętał, że coś mu się nie udało i nie potrafił tego naprawić... Nie miał zamiaru próbować. Nawet jeśli miałoby mu to ocalić życie.
Naohiro wznowił ponownie wędrówkę, jednak szło mu się coraz ciężej, a przed oczami nazbyt często pojawiały się czarne, migające z lekka punkciki, których nie sposób było się pozbyć. Szybki, zwinny krok zmieniał się w bezsilne powłóczenie nogami, a każdy ruch coraz bardziej bolał i zmuszał do jeszcze większego wysiłku. Już byłby powoli odpływał do krain gdzieś poza światem...
... kiedy przez półprzymknięte powieki dostrzegł przed sobą zarys jakichś budowli. Nie, nawet nie budowli... Po prostu były to sypiące się mury, na których silnie widać było upływ czasu. Ale były. A wśród nich cień, którego każdy utrudzony podróżnik tak pragnął.
Z resztą pozostałej mu energii, Iwaizumi ruszył przed siebie, pragnąc jak najszybciej dotrzeć do owej formacji. Nie dostrzegał tam żadnych ludzi, więc wyjątkowo nie przeszkadzało mu, że może wyglądać w tym momencie jak ostatnia ofiara losu; ważny był jedynie ten skrawek przestrzeni, na którym nie dosięgłoby go słońce. Wprawdzie umysł podpowiadał mu, iż ruiny mogą okazać się złudzeniem, ale nie dbał teraz o to, po prostu szedł...
... i doszedł. Cudem niemalże dotarł pomiędzy pokruszone mury, z ulgą wpadając między ściany. Momentalnie oparł się o jedną z nich, starając się wziąć głębszy, może mniej świszczący oddech. Teraz mógłby już coś wymyślić... Jakiś plan, co zrobić dalej. Stąd do Amestris nie mogło już być tak daleko. Wystarczyło tylko...
Jednak wszelkie te rozmyślania urwały się momentalnie. Wymęczony umysłowo, a przy tym również fizycznie nie spostrzegł nawet, kiedy stracił świadomość.
Jak stał, Naohiro osunął się bezwładnie pod ścianą, nieprzytomnie padając na suchą ziemię.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Ruiny Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny   Ruiny Icon_minitimeWto Sie 02, 2016 6:55 pm

Casey Flynn zajmował się wszystkim i niczym. 
W różnych mieścinach na terenie Central oraz East znany był z różnych profesji - zdarzało mu się zabawiać tłum, okradać niczego nie spodziewających się przechodniów z zawartości ich portfeli, poduczać dzieciaki alchemii i pomagać w niewielkich rzeczach właścicielom miejsc, w których się zatrzymywał. Miasto Youswell, w którym aktualnie osiadł, na pewno nie było żyłą złota dla osób, które zarabiały w normalny sposób, jednak młody alchemik-nieudacznik widział w nim zdecydowanie coś więcej, podobnie zresztą w pustyni, z którą graniczyła jego ojczyzna. 
Zdarzało się bowiem, że chłopak, zamiast okradać ludzi w niezbyt wielkiej mieścinie, w której było to dość trudne ze względu na to, że wszyscy się znali, chadzał na pustynię, by przeszukiwać wszelkie pozostałości po dawnych budowlach i innych obiektach tego typu. Bywało, że znajdował fajne rzeczy, jednak czasami też nie trafiał na nic godnego uwagi. 
Dzisiaj czuł jednak, że będzie inaczej. Że mu się powiedzie, że da radę znaleźć coś wielkiego, pięknego, co będzie też dość kosztowne i wiele warte. Oby jak najwięcej. Młody materialista dzielnie kroczył przez pustynię, nie bacząc nawet na piach przesypujący się w jego bucie, tuż pod stopą. Uznał, że lepsze to, niżby miał się użerać z piachem, który magicznym sposobem, niczym jakiś zboczeniec, zakrada się do jego bielizny. Nie ma nic gorszego niż piach w gatkach, potwierdzone info. 
W końcu Flynn dobrnął do jakichś ruin - te pierwsze widział na oczy z tak bliska, chociaż po tej pustyni włóczył się już wiele razy, to szczerze powiedziawszy chyba je omijał. Chciał je sobie zostawić na jakąś specjalną okazję, bo jakoś mu się spodobały, a za najbardziej stosowny moment uznał zbieranie się do opuszczenia Youswell. Jego droga miała pójść dalej już za kilka dni, a jeśli mu się teraz poszczęści w poszukiwaniach, to potraktuje to jako bardzo dobry znak. 
Korytarze, korytarzyki, kolejne komory - widywał już takie rzeczy i to bardzo często, niemniej jednak bardzo lubił widok wszelkich opuszczonych obiektów, a praktycznie wszystko znajdujące się na pustyni było właśnie takie. Rozglądał się po tym miejscu przez dłuższą chwilę, aż w końcu dotarł w punkt bliższy reszcie pustyni niż ten, z którego wszedł między mury. Pierwsze, co mu się rzuciło w oczy to czyjeś ślady odbite w piachu; w reakcji na to jęknął ze zrezygnowaniem, zaś następnym, co - lub też kogo - dostrzegł, był jakiś zielony gostek. I to nie były małe, zielone ludziki, a jakiś wielki jegomość, który, sądząc po ubraniu i rysach twarzy, prawdopodobnie pochodził z dalekiego wschodu. 
Casey momentalnie zamarł, oddech zatrzymał się w klatce piersiowej i odmówił dalszej podróży. "O Boże, znalazłem trupa! Tego chyba nie da sprzedać, co?! O nie, o nie, o nie..." - Myślał gorączkowo młody alchemik, którego całe ciało było jak spetryfikowane. Na nogach jak z waty Flynn podszedł bliżej, uklęknął przy półsiedzącym gigancie i przyłożył głowę do jego klatki piersiowej. Wiedział, że sprawdzanie pulsu było bezcelowe, bowiem sam za bardzo drżał, by poczuć jakikolwiek ruch, który odbywa się poza jego ciałem. Coś niby słyszał, ale raczej cokolwiek słabo... nie mógł tak zostawić tu  człowieka, który był w potrzebie! To było w końcu wbrew dewizie alchemików!
- Proszę pana... - Zagadnął dość głośno chłopak, starając się zamaskować drżenie głosu. Wciąż tkwił pod głową mężczyzny, niemalże dalej opierając własną o jego klatkę piersiową. 
- Proszę... pana.. czy... pa... pan mnie.. słyszy? - Powtórzył głośniej Casey. Cały czas obserwował mężczyznę, chcąc dostrzec jakiekolwiek reakcje na własne słowa. Wydobył szybko z plecaka wodę i zakręcił pojemnikiem z nią tak, by było słychać, jak woda w nim chlupocze. 
- Mam... wodę! Pan pewnie jest spragniony... Proszę... niech pan wstanie! - Flynn potrząsnął mężczyzną rozpaczliwie i możliwe, że stuknął jego głową w ścianę, przy której siedział...
Powrót do góry Go down
Naohiro Iwaizumi
PRYWATNY BADACZ

Naohiro Iwaizumi


Liczba postów : 57
Join date : 04/07/2016

Ruiny Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny   Ruiny Icon_minitimeCzw Sie 04, 2016 10:24 pm

Naohiro nie wiedział kompletnie nic, co się z nim działo, gdy odpłynął już zupełnie. Właściwie ciężko było określić, czy padł z powodu tego odwodnienia, czy przez zmęczenie fizyczne - ciągła wędrówka dała się we znaki... W każdym razie, cokolwiek by to nie było, nie usłyszał oczywiście zbliżającej się do niego osóbki. Nie zarejestrował też faktu, co nowo przybyły wyczyniał i mówił; udawał sobie jedynie trupa równie zwiotczałego co worek ziemniaków, nieczułego na żadne zewnętrzne impulsy.
Do czasu, oczywiście.
Jakimś cudem jego świadomość wychwyciła ten jakże cudowny dla ucha dźwięk wody pluskającej w bukłaku. Mógł się oczywiście przesłyszeć, lecz zamroczony umysł nie brał takiej opcji pod uwagę, tym samym więc resztą sił Iwaizumi uchylił oczy, starając się dostrzec, gdzież jest ów zbawienny w obecnej sytuacji napój. Nie spostrzegł nawet, że ktoś znajduje się obok i najpewniej to on jest posiadaczem owego cudu. Widząc pojemnik z wodą podniósł rękę na kilka centymetrów w górę, jakby chcąc go złapać...
... ale w tym momencie świat ponownie zawirował, gdy jakieś niewielkie dłonie potrząsnęły nim, nie szczędząc zielonowłosemu spotkania ze znajdującą się za nim ścianą. Z gardła Naohiro wyrwał się warkot będący jednocześnie reakcją na ból i fakt, że ktoś miał czelność tak z nim postąpić. Samo to, że ów człowiek najpewniej chciał pomóc, mało się dla doktorka liczyło - bo w końcu skoro tak, czy byłoby sensowne doprowadzać go do jeszcze gorszego stanu...?
- Czy ty... mnie zabić chcesz...? - syknął ledwo dosłyszalnie przez suche wargi, nie mógł się jednak wysilić na ten mrożący krew w żyłach głos. Zdecydowanie pragnienie wypicia choćby kropli było silniejsze niż przyzwyczajenie, by traktować innych z kpiną... zwłaszcza gdy trwało się w półleżącej pozycji pod jakimś ukruszonym murem i nie było się w stanie unieść do pionu.
Dłoń zielonego po raz kolejny błagalnym i dosyć rozpaczliwym geście uniosła się w stronę bukłaka.
- Weź mi to... daj, bo za...  moment będziesz mieć... trupa... - mruknął, a tym samym zdobył się na nieco energii, by podeprzeć się nieco. Pech chciał, że trafiło na lewą rękę, której obrażenia w tym upale czuł jeszcze mocniej... Więc siłą rzeczy po prostu znowu wylądował na ziemi, momentalnie przeklinając pod nosem. Tym samym na moment zabrało mu dech, co sprawiło tylko, że - myśląc, jak to mogło wyglądać - poczuł wzbierającą się w nim złość. A jak wiadomo, wściekłość wspaniale rozjaśnia zmysły.
Nagle otwierając szeroko oczy, spojrzał czujnie na swego "wybawcę", mierząc go wzrokiem. Z obecnej pozycji nie potrafił ocenić wszystkiego, ale miał przed sobą osobę zdecydowanie od niego młodszą... niższą... I najprawdopodobniej był to chłopak o nieco zniewieściałej urodzie. Chyba.
- Ty... Co tu... robisz... - ni to warknął, ni ledwo wydukał, jakby nagle owa kwestia była najważniejszym tematem do rozmów. I w tym momencie głowę znów opuścił na ziemię, nie potrafiąc dłużej utrzymać spojrzenia na czarnowłosym przybyszu.

Tak bardzo mi się przysypia... Marny post, ale jest...
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Ruiny Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny   Ruiny Icon_minitimePią Sie 05, 2016 12:38 am

- Ja... nie.. proszę pana, ja bardzo chcę, żeby pan żył! - Powiedział cicho bardzo przejętym głosem chłopak, widząc, że mężczyzna się wybudza i słysząc jego słowa. Przyglądał mu się też z pewną troską, która jednak była po części spowodowana tym, że jako osoba wygodna Casey wolałby nie dopuszczać do czyjejś śmierci. Nawet pomijając kwestię tego, że byłoby mu przykro, młody alchemik po prostu w takiej sytuacji zacząłby histeryzować i miałby poczucie winy wywołane faktem, że nie zdołał nic w tej kwestii zrobić. 
- To... ach! Tak, tak... Już! - Flynn szybko odkręcił pojemnik z wodą i chciał podetknąć go mężczyźnie pod usta, jednak ten usiłował się podnieść i upadł ponownie, chłopak ów bukłak znowu zakręcił. Zakręcił, a właściwie pokręcił również głową, po czym klęknął bardziej u boku nieznajomego, podciągnął go tak, by jego głowa znajdowała się nad kolanami Caseya. W tej pozycji natomiast, podpierając zielonowłosą głowę, alchemik tym razem zaczął poić go ostrożnie wodą. Nie chciał, by ten zaczął się nią krztusić albo coś podobnego. Wyglądał naraz strasznie i niewinnie, zaś sam chłopak nie wiedział, jak należy to odebrać. 
- Cii... Pan się nie męczy, proszę. Spokojnie... Zaraz... wstaniemy, tak? Wezmę pana do Amestris, zatrzymamy się gdzieś i pan wypocznie. W Youswell jest gospoda... sobie pomieszkuję tam. Chyba, że woli pan poczekać, aż będzie chłodno. Do nocy nie jest tak daleko. - Casey mówił powoli, cicho i uśmiechał się uprzejmie do mężczyzny, chcąc w ten sposób jakoś go uspokoić i sprawić, by nie bał się ani nie denerwował. Chłopak wiedział, że w takiej sytuacji człowiek może różnie reagować na różne bodźce i nie chciał go straszyć. W końcu jednak, gdy już skończył poić mężczyznę, pomógł mu usiąść pod ścianą i sam usiadł obok. Wbijał wzrok w horyzont przed nimi - w pustynię, która zdawała się nigdy nie kończyć.  
- I... chyba teraz mogę odpowiedzieć na pytanie, także... przyszedłem tu szukać czegoś na sprzedaż. Pustynia jest pełna takich budowli... I nie wszystko zostało z nich zabrane. A pan... pan do Amestris idzie? Tak bez towarzystwa może być trudno. Czy zgodzi się pan zabrać mnie ze sobą? - Chłopak wyjaśnił więc, co tu robi, zaś kolejne pytania zadawane mężczyźnie starał się układać w możliwie najbardziej uprzejmy i zrozumiały dla obcokrajowca sposób. Nie wiedział, na ile ten znał język Amestris, dlatego uznał to za najlepsze wyjście. 
- A... mogę spytać o nazwisko? Ja jestem Casey Flynn. - Kontynuował po chwili chłopak, znowu spoglądając na mężczyznę. Wyciągnął też prawą rękę, ot, na znak właściwego zawarcia znajomości.
Powrót do góry Go down
Naohiro Iwaizumi
PRYWATNY BADACZ

Naohiro Iwaizumi


Liczba postów : 57
Join date : 04/07/2016

Ruiny Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny   Ruiny Icon_minitimePią Sie 05, 2016 3:40 pm

Dziwne było to uczucie, być zdanym całkowicie na łaskę nieznajomego mu chłopaka. Ale cóż poradzić, póki Naohiro był w stanie, w jakim był i średnio wychodziło mu cokolwiek, tak właściwie nie miał nic do gadania w tej sprawie. Zwłaszcza że gada się źle, pijąc łapczywie wodę, która przynosiła tak cudowną ulgę w gardle. Zmysły też zaczęły mu się rozjaśniać, co przyjął z wielkim zadowoleniem, bo półprzytomnym człowiekiem nie było się miło. No i jednak wolał wiedzieć, co się z nim dzieje, a nie - czarno w oczach i pustka w głowie.
W każdym razie, starał się w tym czasie lepiej przyjrzeć swojemu rozmówcy. Nie żeby pozycja, w której się obecnie znajdował, była ku temu bardzo sprzyjająca. Jednak wystarczyło to, by wzrok Iwaizumiego zatrzymał się na moment na jego twarzy. Nie miał zamiaru jakoś specjalnie wgapiać się w chłopaka, ale... Nic nie potrafił poradzić na fakt, że gdy tylko spojrzał na te błękitne oczy - w ciekawy sposób kontrastujące z czarnymi włosami - nie mógł odwrócić wzroku. Czego zielonowłosy doktorek zupełnie nie pojmował. Nie pojmował również, czemu nadal się nie wścieka za to, że... Właśnie, że co?
Że został uratowany przez tę nieznajomą osóbkę?
Że w sumie nie musiał leżeć na ziemi, a dostał wodę?
Tak naprawdę nie miał się za co złościć. I nie pasowało mu to zupełnie. Źle... Tak, chyba źle się czuł, gdy nie mógł sam się sobą zająć i wyglądał przy kimś jak podsmażony na patelni zombie zapewne... Ale nie potrafił na to specjalnie zareagować. I to było we wszystkim najdziwniejsze.
Równie mocno, że dalszą pomoc także przyjął. Siadł pod tą ścianą, oddychając głęboko.
- Co ja... dziecko jestem? - mruknął na słowa niebieskookiego, które brzmiały, jakby były wypowiadane do sześciolatka. W głosie Naohiro pobrzmiewało lekkie poirytowanie, lecz był za słaby, by cokolwiek z tym zrobić... nawet gdyby coś planował. Opuścił głowę, pozwalając, by włosy lekko przysłoniły mu twarz i wsłuchał się w słowa rozmówcy. Normalnie nigdy nie zachowywał się tak uprzejmie wobec drugiego człowieka. Ale obecnie mało co było normalne. Dziwne. Bardzo dziwne.
- Że też się tu nie zgubiłeś... - rzucił cicho, a na dalszą część wypowiedzi podniósł z lekka zaskoczony wzrok. - Tak, do Amestris. I bez, bo po co mi ludzie. Daleko to je... - urwał, zdziwiony tak nagłym pytaniem. Podniósł się bardziej do pionu i spojrzał czujnie na chłopaka. Zastanawiał się, co z tym jest nie tak, skoro ufa - bo na to trochę wychodziło - pierwszej przypadkowej, do tego znalezionej na pustyni osobie. - Czemu miałbym cię brać ze sobą? - burknął tonem godnym tego wcześniej wspomnianego sześciolatka. Nie zależało mu na towarzystwie, choć... Teraz może by nim nie pogardził. Zwłaszcza że nadal nie miał wody, a nawet jeśli do granicy państwa i tej wielkiej piaskownicy było już blisko, wiele by bez niej nie zaszedł.
Spojrzał na wyciągniętą do niego rękę, przez chwilę kłócąc się w myślach, co z tym zrobić. Mógł przy tym wyglądać, jakby chciał Caseyowi odciąć ową kończynę, co zresztą nie było dalekie od jego rozważań. Jednak widać dzisiejszy dzień był dziwny. I jak nigdy by tego nie zrobił, tak uścisnął mu szybko dłoń, nie oszczędzając jednak chłopakowi lodowatego spojrzenia, którym - gdyby się tylko dało - mógłby bez trudu ochłodzić temperaturę o kilka stopni.
- Naohiro Iwaizumi - mruknął tylko, przypominając sobie, że Amestryjczycy zaczynają przedstawianie się od imienia. A skoro już się do nich pakował, może powinien sam tak mówić. By uniknąć jakichś pomyłek, co jest imieniem, a co nazwiskiem.
Spojrzał jeszcze raz na Flynna i przez chwilę siedział tak z nieodgadnioną miną. Odezwał się ponownie dopiero po chwili.
- Chyba... dobrze, że tu trafiłem... i na ciebie... Chyba - rzucił z wyrazem twarzy mówiącym tyle, że takie słowa rzadko kiedy można od niego usłyszeć. Nie, nie planował dziękować. Ale było to coś porównywalne właśnie z normalnym "dziękuję" i "miło poznać". Bo przecież takie coś nigdy by mu przez usta nie przeszło.
Powrót do góry Go down
Gość
Gość




Ruiny Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny   Ruiny Icon_minitimeSob Sie 06, 2016 4:00 pm

− Bynajmniej! Wygląda pan nad wyraz dorośle, proszę pana. I… i się nie gubię. Miasta są dla mnie gorsze, bo ulice takie kręte i bardzo się wszystkie mieszają… A tu jest pustka. I kilka konkretnych punktów orientacyjnych i jakoś łatwiej mi się zorientować, który kierunek jest gdzie. A... Za daleko nigdy się jednak nie zapuszczałem, żeby nie zaginąć, bo mimo wszystko to możliwe. – Casey cały czas wlepiał spojrzenie w mężczyznę; był bardzo zadowolony faktem, że ten gada, rozumie jego język i że jakoś chyba sobie z tą całą sytuacją radzi. Nie musiał być uprzejmy w stosunku do młodego alchemika, bowiem ten uważał, że jest to spowodowane jego stanem. No i mógł też po prostu układać swoje słowa w sposób dla siebie wygodniejszy pod względem lingwistycznym, bo w końcu bariera językowa to największe zło! 
W każdym razie jednak, kiedy mężczyzna uścisnął jego dłoń, chociaż jakoś tak dziwnie na niego patrzył… Nie wspominając już o tym, jak przyglądał się oczom chłopaka jeszcze chwilę temu. No, Casey jednak postanowił przemilczeć to, chociażby przez wzgląd na grzeczność i uszanowanie jego zwyczajów. Casey Flynn był chłopakiem bardzo wygodnym, nie przejmował się zbytnio nauką tego, co znajdowało się poza granicami jego ojczyzny, jednak nauczony był szacunku do innych ludzi. 
I nie, już całkiem blisko. Te ruiny chyba znajdują się najbliżej granic. I… um… To było całkiem urocze, proszę pana! – Chłopak pozwolił sobie na chichot, wywołany tonem, jakim jego nowy znajomy mówił na temat zabrania Caseya ze sobą. Zaraz zrozumiał jednak, że mogło to zabrzmieć głupio lub niegrzecznie w uszach mężczyzny, zatem w następnej chwili zabrał się za wytłumaczenie:
− Znaczy się… Panie Naohiro, ja po prostu znam drogę… I byłoby mi przykro, gdyby się jednak panu coś stało. Zawsze bezpieczniej jest iść z kimś, zwłaszcza jak ta osoba wie, jak gdzieś dotrzeć, proszę pana. − W końcu nie po to kupowało się kwiatka i dbało o niego chwilę, by zaraz pozwolić mu zwiędnąć. W końcu chłopak podniósł się jednak, otrzepał spodnie z piachu i wyciągnął dłoń do Naohiro. 
- To co, zbieramy się? - Spytał jakby z pewnym wahaniem, które tym razem nie było wywołane stanem zdrowia mężczyzny, a faktem, że Casey nic fajnego tu nie znalazł. Poza niedoszłą zieloną frytką, oczywiście. Rozejrzał się jeszcze, spojrzał na wschód, w stronę odległego Xing, potem na zachód, gdzie z pewnością już blisko leżało Amestris. 
- To blisko... a woda jest cała dla pana, ja umiem o pragnieniu nie myśleć i jakoś... mniej je czuję. Jakby co mogę spróbować wydobyć trochę wody z otoczenia... ale... nie jestem w tym najlepszy. - Zaproponował, zaś na koniec swej wypowiedzi uciekł wzrokiem gdzieś na bok. Skaza na honorze pod tytułem "bycie alchemiczną sierotą" dalej bardzo bolała, ale czego się nie robi, by pomóc komuś, kto jest w gorszej sytuacji niż ty?
Powrót do góry Go down
Naohiro Iwaizumi
PRYWATNY BADACZ

Naohiro Iwaizumi


Liczba postów : 57
Join date : 04/07/2016

Ruiny Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny   Ruiny Icon_minitimeNie Sie 07, 2016 9:48 pm

- ... punkty orientacyjne...? - mruknął jakby do siebie, powtarzając słowa chłopaka. Sam najpewniej by się zgubił na tym pustkowiu, gdyby nie... No właśnie. Wiedział jedynie, w którym kierunku iść. Żadnych punktów orientacyjnych... Może wzrok mu nie pozwalał na to, by cokolwiek widzieć. - Tak pewnie łatwiej... - dodał równie cicho. Co prawda mimowolnie wyczuwał energię ziemi i to też nieco pomagało określić mu kierunek, ale...
Nie.
Nie przyznałby, że kogoś podziwia. Zwłaszcza jakiegoś ledwo poznanego chłopaka. Nawet ten jeśli potrafił się znaleźć na takim pustkowiu i nie zwariować od upału.
Trochę zaczęło mu przeszkadzać to niezmiennie wpatrzone w niego spojrzenie rozmówcy... i fakt, że nadal zachowywał się on w towarzystwie Iwaizumiego nad wyraz swobodnie. Cóż mówić, Naohiro nie był przyzwyczajony, by ludzie po pierwsze mu pomagali, a po drugie - nie bali się go w żaden sposób... Bo Casey nie wyglądał na przestraszoną osobę.
... a bać się powinien, bo gdy wspomniał tylko, że coś, co padło z ust doktorka, było urocze, w oczach zielonego wręcz błysnęło. Do tego ten cichy śmiech... Zielonowłosy rozważał w tej chwili podduszenie młodego. Właściwie czemu nie. Zapewne nikt by nie zauważył braku tej jednej istotki na świecie...
Problemy były dwa. Właściwie jeden: lewa ręka Iwaizumiego naprawdę bolała tak, że ledwo potrafił obecnie zginać palce. Druga rzecz natomiast problemem chyba już nie była... Bo odezwał się w mężczyźnie jakiś dziwny głos, który podsumował, co dałoby mu zniknięcie chłopaka. Absolutnie nic, bo na bogatego wielce nie wyglądał... No i właściwie go uratował. A choć Naohiro uparcie twierdził, że okazywanie wdzięczności nawet za takie coś to głupota, to... Nie potrafiłby chyba nic mu zrobić. Przynajmniej póki co.
Westchnął więc tylko cicho, mając nadzieję, że nie zabrzmiało to, jakby się poddał czy coś. Na kolejne słowa młodego Flynna tylko skinął głową.
- Niech będzie, skoro znasz drogę... - rzucił w przestrzeń tonem zupełnie obojętnym. Zerknął na rozmówcę jedynie na moment, gdy ten wspomniał, że byłoby mu... smutno? Iwaizumi tylko parsknął na to stwierdzenie, zastanawiając się, skąd tak bezmyślne przywiązanie do nieznanego chłopakowi człowieka. Z drugiej strony miał wrażanie, że z takim podejściem ciężko będzie się go pozbyć, kiedy już dotrą do Amestris...
Zignorował wyciągniętą ku niemu rękę, sam podniósł się chwiejnie z ziemi, dając sobie chwilę na to, by czarne punkciki przestały mu biegać przed oczami. Dopiero teraz mógł stwierdzić, że jest sporo wyższy od rozmówcy... co też bardzo mu odpowiadało.
- Mhm... trzeba iść... Iii... - Przy słowach o wodzie aż musiał urwać, na te dwie sekundy z niedowierzaniem patrząc na Casaya. - To tak się da...? - Nie pojmował, jak można wytrzymać w takim gorącu bez życiodajnego płynu. Sam... no cóż, widać, jak się kończyły jego podróże w takich warunkach.
Na koniec zmarszczył brwi.
- Wydobyć... Czyli... - Oczy mu z lekka zabłysły. - Alchemik...? - zagadnął nagle nieco bardziej zaciekawiony, lustrując czarnowłosego spojrzeniem. Podobno nie powinno się oceniać po wyglądzie, ale nie spodziewałby się, że osoba taka jak ten tu Flynn okaże się alchemikiem. Może warto by było go wypytać o więcej, lecz... Skoro nie najlepszy...
Naohiro ponownie westchnął, utkwił lodowaty wzrok w chłopaku, a ostatecznie poprawił na ramieniu swoją torbę. Wolałby natknąć się - jak już musiał - na osobę bardziej obeznaną z tą nauką. Miał nadzieję, że po przybyciu do Amestris znajdzie kogoś takiego.
Jednak obecnie...
- Idziemy - rzucił tylko, na ten krótki moment nie przejmując się faktem, że to nie on jest osobą, która zna drogę. Ruszył przed siebie, zupełnie nie interesując się tym, czy rozmówca podąża za nim.

/zt
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Ruiny Empty
PisanieTemat: Re: Ruiny   Ruiny Icon_minitime

Powrót do góry Go down
 
Ruiny
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Magnum Opus - Fullmetal alchemist pbf :: Pustynia-
Skocz do: